Korea. Kiedy słyszymy tę nazwę, zazwyczaj w pierwszym momencie przychodzi nam na myśl komunistyczna i totalitarna Korea Północna, gdzie półki sklepowe świecą pustkami, a towary są dostępne tylko dla nielicznych szczęśliwców. Ale niecałe 100 km od najbardziej „antykapitalistycznej” stolicy świata tętni życiem konsumencki raj – Seul.
Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że jest to raj dla bogaczy, gdyż ceny towarów i usług w Korei Południowej to jedne z najwyższych na świecie i plasują się tuż za legendarnie już drogą Japonią. Mimo to warto zobaczyć, co może nam, konsumentom, zaoferować ten daleki, orientalny kraj.
W tłumie
W zależności od potrzeb, chęci i nastroju można w Seulu – dwunastomilionowej, barwnej i gwarnej stolicy Republiki Korei – znaleźć dokładnie to, czego się szuka. Seul to miasto ogromnych kontrastów: hipernowoczesnych wieżowców, amerykańskich i europejskich modnych restauracji, wielopasmowych ulic i małych, obskurnych uliczek, przy których przycupnęły malutkie knajpki i sklepiki. Tłumne, azjatyckie bazary, pełne egzotycznych, trudnych nawet do nazwania towarów sąsiadują z luksusowymi, wielopiętrowymi domami towarowymi, gdzie sprzedaje się wszystkie najpopularniejsze światowe marki. Obok znanych sieci restauracji i barów na ulicy wyrastają co parę kroków koreańskie „fast foody”, oferujące przeróżne miejscowe przekąski (poszukiwaczom kulinarnych przygód polecam gotowane larwy jedwabników o – powiedzmy delikatnie – dość intensywnym i zapadającym w pamięć zapachu!).
Jedyną wspólną cechą tych dwóch różnych światów jest wszechobecny, gwarny tłum. W koszty własne należy z góry wliczyć popchnięcia, szturchnięcia i zdeptane stopy, gdyż w kraju o połowę mniejszym niż Polska, a ze zbliżoną liczbą mieszkańców, przestrzeń to luksus, na który nie można sobie pozwolić zbyt często. Ale czasem warto się potłoczyć, by doświadczyć zakupowego szaleństwa w Seulu.
W Korei klientem zaczyna się być już w chwili wjeżdżania na parking – usłużny pan wskaże najbliższe miejsce do parkowania, a każdy początkujący kierowca może spokojnie oddać kluczyki od wozu i nie martwić się więcej o zaparkowanie. W progu wielkich domów towarowych witają głębokim ukłonem eleganckie hostessy z obowiązkowymi uśmiechami na twarzach, a przy każdym stoisku czeka przemiła obsługa, gotowa na każde skinienie klientów.
Jednym z najbardziej luksusowych domów towarowych, mającym swoje filie w całym kraju, jest Lotte. Można tu kupić wszystko, począwszy od eleganckiego kostiumu Chanel po włoskie salami i japońskie sushi. Patrząc na marki kosmetyków czy ubrań ciężko byłoby zgadnąć, że jesteśmy Korei: te same produkty znajdziemy w Londynie, Nowym Jorku, Paryżu i Warszawie. Na półkach ten sam wybór luksusowych kosmetyków: Dior, Shiseido, Chanel, Lancôme, Elizabeth Arden, Givenchy. Ceny kosmetyków z wyższej półki – wysokie, ale nie drastycznie wyższe niż w warszawskich galeriach handlowych – przeciętnie o 20-30%. Nowości kosmetyczne i perfumeryjne pojawiają się tu błyskawicznie, prawie natychmiast po swoich amerykańskich czy europejskich premierach. Z popularnych również w Polsce marek można wybierać wśród produktów Nivea, Dove, L’Oréal, Johnson, Maybeline, Neutrogena. Zaskakujący jest ubogi wybór dezodorantów i totalny brak kosmetyków antycellulitowych (będących przecież częścią każdej prawie linii popularnych kosmetyków na rynku polskim). Czyżby szczęśliwe Koreanki ich nie potrzebowały? Tylko pozazdrościć… Niezwykle popularna jest sieć sklepów The Body Shop, oferujących kosmetyki oparte na naturalnych składnikach. Warto wspomnieć, że płeć męska nie jest w koreańskim przemyśle kosmetycznym traktowana po macoszemu: wiele reklam kosmetyków jest adresowanych do mężczyzn, a ostatnio pojawił się nawet lekki puder do twarzy przeznaczony dla panów. Modne ostatnio w Polsce i na świecie słówko „metroseksualny” również tutaj – na drugim końcu świata – stało się popularne.
Ciasto z pietruszką
Najniższe piętro seulskiego Lotte to dział z żywnością – mekka Europejczyków spragnionych swojskich, europejskich produktów. Koreańska kuchnia, choć smaczna, jest bardzo ostra i niestety nie tak zróżnicowana jak chociażby chińska, więc prędzej czy później w każdym budzi się tęsknota za solidną kanapką z serem. I tu na ogół zaczynają się problemy, gdyż towary, które dla nas są najbardziej podstawowe, w Korei można znaleźć tylko w działach z żywnością zagraniczną! Korea to kraj ryżu, a produkty nabiałowe, wędliny i pieczywo są tu wciąż niezbyt popularne i drogie. Ziemniaki traktuje się raczej jako sałatkę niż danie podstawowe i generalnie kupuje się je na sztuki. Kilogram ziemniaków to około 2 dolary, ale jeśli są ładne i świeże osiągają nawet cenę 3,5 dolara za kilogram. Popularne w Polsce buraki to tutaj rzadko spotykane i egzotyczne warzywo. W Lotte sprzedawane są oddzielnie, elegancko zapakowane po zawrotnej cenie około 3,5 dolara za sztukę. Ale jeśli w domu się rozmyślimy i stracimy ochotę na barszczyk czy sałatkę z buraczków, możemy kupione w Lotte warzywa zwrócić lub wymienić bez najmniejszych problemów.
Najbardziej chyba dokuczliwym aspektem codziennego życia obcokrajowca w Korei jest brak dobrego pieczywa. W ostatnich latach jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać małe i duże piekarnie i cukiernie, ale mimo zachęcających nazw – Paris Baquiette, Tous les Jour, Crown Bakery – niewiele z tego, co oferują zasługuje na chlubne miano chleba. Bagietka kosztuje około 1-2 dolarów, ale porządny chleb – a bardzo trudno taki znaleźć – może kosztować nawet 6 dolarów. Warto dokładnie przyjrzeć się kupowanemu pieczywu, bo bardzo często może być wypełnione jakimś dość niespodziewanym nadzieniem, na przykład słodkim kremem, batatami czy fasolą. A o ciemnym, pełnoziarnistym chlebku można tylko pomarzyć.
Innym zaskakującym kulinarnie produktem są koreańskie wypieki cukiernicze. Przepięknie udekorowane ciasta i torty dostarczają niezwykłych przeżyć estetycznych i smakowych zarazem. Często zdarza się, że torty bywają udekorowane równocześnie kawałkami czekolady, owocami oraz… pomidorkami i pietruszką. A smakowicie wyglądające ciasta, okazują się tortami ze słodkich ziemniaków i bitej śmietany! W takim zestawieniu popularne ciasta o smaku zielonej lub czarnej herbaty nie wydają się już tak oryginalne.
Szaleństwo ciuchowe
Kiedy jesteśmy w Seulu, nie można zapomnieć o zakupach „ciuchowych”. Koreanki, słynące z urody w całej Azji, bardzo dbają o swój wygląd zewnętrzny, a sklepy oferują nieprzebrane bogactwo wszelkiego rodzaju ubrań. Można tu znaleźć popularne amerykańskie czy europejskie sklepy jak Mango, Tweene-Benny, Wrangler czy Lee, ale zdecydowanie przeważają produkty azjatyckie. Koreańska ulica to feeria kolorów, a róż czy czerwień nie są bynajmniej zarezerwowane wyłącznie dla pań. Intensywnie różowy krawat na szyi poważnego biznesmena z pewnością nikogo nie zaszokuje.
Jedyny w zasadzie, ale poważny, problem w trakcie tych zakupowych szaleństw to rozmiary. Pełne wdzięku Koreanki są bardzo drobne, niskie i szczupłe. Dlatego też zazwyczaj większość ubrań to tzw. „free size”, który najbardziej przypomina europejski rozmiar XS. Na pytania o coś w choćby odrobinę większym rozmiarze, ekspedientki z uśmiechem rozkładają ręce. Trzeba też liczyć się z tym, że w wielu sklepach nie ma przymierzalni, a ubrania „przymierza się” przykładając do siebie i oglądając efekt w lustrze.
Rozrzut cenowy jest ogromny. Na jednym z popularnych bazarów można zaopatrzyć się w modne ubrania płacąc około 10 dolarów za dżinsy czy 10-20 dolarów za sweterek. Kupno spodni czy bluzki w domu towarowym to większy wydatek, ale przy niektórych stoiskach są przymierzalnie, więc czasem warto zapłacić więcej.
Jeśli nawet nie jesteśmy zwolennikami zakupów na bazarze, nie można choćby na chwilę nie wstąpić na największe seulskie bazary Namdaemun lub Tongdaemun. Tu każda uliczka ma swoją specjalizację: kilometrami ciągną się stoiska i malutkie sklepiki z butami, torebkami, utensyliami kuchennymi, pościelą, kwiatami, sukienkami i tysiącem innych niezbędnych drobiazgów. Warto zajrzeć w zaułek z produktami z żeńszenia – koreański żeńszeń jest doskonałej jakości, a lepszy można znaleźć tylko w Korei Północnej. Walory smakowe tej egzotycznej rośliny to kwestia gustu, ale uroda przedziwnie poskręcanych korzeni, przypominających orientalne wzory przykuwa wzrok. A jeśli już zdecydujemy się na zakup, zawsze warto się potargować. Nieznajomością koreańskiego nie należy się martwić – koreańscy sprzedawcy nie są może poliglotami, ale liczyć potrafią zazwyczaj zarówno po angielsku jak i po rosyjsku.
Dla amatorów techniki
Korea to kraj ludzi niezwykle zapracowanych, a czas to cenne dobro. Dlatego ceni się również czas klientów. Sklepy są tu otwarte siedem dni w tygodniu, nawet w święta i zawsze do późnych godzin nocnych. Prawie wszystko można załatwić przez telefon lub internet. Wystarczy wybrać towar w katalogu i podnieść słuchawkę, a chwilę później w drzwiach pojawi się dostawca. Oczekując na załatwienie sprawy, wszędzie możemy liczyć na szklankę kawy lub herbaty. W bankach i na poczcie do dyspozycji klientów są komputery podłączone do internetu, z których można korzystać do woli i oczywiście za darmo. Trudno zresztą wyobrazić sobie życie Koreańczyków bez internetu. Internet jest naprawdę wszędzie, w każdym domu, na uczelniach, w kawiarniach, bankach. Miesięczny koszt abonamentu stałego łącza waha się między 15 a 30 dolarami.
W amatorach technicznych gadżetów zazdrość wzbudzają koreańskie telefony komórkowe. Teraz wszystkie standartowo wyposażone są w cyfrowe aparaty fotograficzne, kamery, kolorowe wyświetlacze i polifoniczne dzwonki. Wybierać można wśród setek modeli, wyposażonych w przeróżne udogodnienia, na przykład miniodbiorniki telewizyjne, odtwarzacze MP3, radia, minikomputery etc. Najpopularniejsze są rodzime firmy, jak LG czy Samsung. Ceny nowych modeli zaczynają się od około 250 dolarów, a górną granicę wyznacza już tylko zasobność portfela klienta. Zanim jednak zdecydujemy się na zakup, pamiętajmy, że koreańskie telefony komórkowe pracują w trybie NTSC, a nie GSM, a standardem jest menu w języku koreańskim.
Jeśli ktoś chce zapoznać się z najnowszymi nowinkami technicznymi, koniecznie musi odwiedzić Jongsan Electronic Market – gigantyczne centrum handlowe, oferujące wszelkiego rodzaju sprzęt elektroniczny: od telefonów komórkowych począwszy, poprzez komputery, aparaty fotograficzne, kamery, telewizory, sprzęt grający, odkurzacze, a skończywszy na popularnych tu urządzeniach do gotowania ryżu i nawilżaczach powietrza. Ceny są na poziomie światowym, ale można się targować.
Zmęczeni zakupami możemy przysiąść w jednej z tysiąca małych kawiarenek albo skusić się na doskonały obiad w restauracji. Do wyboru mamy całą światową kuchnię, ale nie wypada nie spróbować miejscowych specjałów takich jak kimczi (ostra kapusta kiszona), kimpap („roladki” z ryżu, warzyw i innych dodatków zawinięte w liście morskiego wodorostu), kalbi (płaty mięsa smażone na minigrillu przy stole klienta, a następnie doprawiane ostrym sosem i zawijane w liście sałaty lub sezamu) oraz przyrządzanych na różne sposoby owoców morza. Ale jeżeli nie mamy ochoty na kulinarne eksperymenty, nie będzie kłopotów ze znalezieniem swojsko wyglądającego McDonalds’a, Pizzy Hut, KFC czy Burger Kinga, które są tu bardzo popularne wśród młodych ludzi.
Korea to kraj mało znany w Polsce, a szkoda, bo warto go odwiedzić nie tylko ze względu na zakupy. Koreańczycy, choć wiecznie zapracowani i zabiegani, zawsze znajdą czas, by pomóc cudzoziemcowi, a nie najlepszą znajomość języków obcych nadrabiają dobrą wolą i przyjaznym nastawieniem. Współczesna Korea to fascynująca mieszanka Wschodu i Zachodu, zaawansowanej techniki i dawnych zwyczajów, pogoni za nowoczesnością i przywiązania do tradycji. Wizyta w Korei to dla każdego wspaniała okazja poznania innej, egzotycznej kultury i… zrobienia wspaniałych zakupów.