Polacy coraz chętniej jeżdżą na nartach w Alpach. Widać to na przykład w austriackim regionie Ski amadé. Czy może raczej słychać, bo język polski rozbrzmiewa tu na każdym kroku, a Austriacy przygotowali ulotki i mapki z trasami zjazdowymi również w naszym języku. Czy warto jechać na narty tak daleko, skoro pod nosem mamy swoje Tatry, Beskidy i Bieszczady?
Wyniki naszego testu przekonują, że warto. Skupiliśmy się w nim na siedmiu narciarskich miejscowościach położonych w rejonie Salzburger Sportwelt – jednym z pięciu w austriackim regionie Ski amadé koło Salzburga. Szczegółowej ocenie poddaliśmy między innymi: przygotowanie stoków, różnorodność tras, dostosowanie dla dzieci, narciarzy początkujących, a także dodatkowe atrakcje, takie jak skocznie i rampy dla snowboardzistów. Sprawdziliśmy też, czy na stokach panuje tłok i czy na jazdę wyciągiem trzeba długo czekać. Pod lupę wzięliśmy też same wyciągi, a także infrastrukturę, w tym choćby miejsca, w których można coś zjeść na stoku. Test przeprowadziliśmy w lutym tego roku.
Droga przyjemność
860 kilometrów tras narciarskich, 270 wyciągów i ponad dwa metry świeżego śniegu – to wszystko czeka na narciarzy w Ski amadé. Zapewne właśnie dlatego jest to jeden z najczęściej wybieranych alpejskich regionów do uprawiania zimowych sportów przez Polaków. Nie bez znaczenia pozostaje tez fakt, że to część Alp położona stosunkowo blisko naszego kraju. Dojazd jest dobry. Odległość od Warszawy wynosi około 1000 km, jeśli wybierzemy trasę przez Katowice. My jednak, ze względu na remont trasy katowickiej, pojechaliśmy do Ski amadé przez Berlin. Być może jest to dłuższa trasa (ma ok. 1300 km), ale za to lepsza – prawie cała wiedzie autostradami.
Na Ski amadé składa się aż pięć rejonów nastawionych na sporty zimowe. Ale do korzystania ze wszystkich tras i wyciągów wystarczy tylko jeden skipass. Tylko… albo aż. Bo zimowa frajda do tanich nie należy. Za karnet sześciodniowy w szczycie sezonu dorośli muszą zapłacić 257 euro, dzieci zaś – 128,50. Dwudniowe szaleństwo po stokach Ski amadé kosztuje natomiast 102,50 euro dla dorosłych i 45,50 – dla dzieci. Czasem można trafić na różne promocje, na przykład takie, w których dzieci mogą jeździć za darmo, ale pod warunkiem, że skipassy zostaną kupione dla rodziców.
Jedzenie w tłoku
Wydatki na skipassy to nie wszystko. Na stoku zostawimy też gotówkę w barach i restauracjach, których w narciarskim świecie Ski amadé jest aż 267. Niestety nie wszystkie zachwyciły testujących. Ich oceny wahają się od dostatecznej do bardzo dobrej. Kiedy pogoda jest słoneczna, zwykle nie ma problemu ze znalezieniem wolnego stolika, choćby na świeżym powietrzu, nawet w porze lunchu (od 12.00 do 14.00). Ale gdy warunki atmosferyczne nie zachęcają do odpoczynku na dworze, znalezienie miejsca w wielu barach na stoku graniczy z cudem.
Narciarze muszą liczyć się z koniecznością wydania sporej kwoty, jeżeli chcą posilić się w jednej z knajp na stoku. I tak na przykład na herbatę lub kawę wydamy od 1,80 do 2,20 euro, gorąca czekolada będzie nas kosztować blisko 3 euro, tyle samo wydamy na szarlotkę, frytki kosztują średnio 3,20 euro, za hamburgera z frytkami zapłacimy zaś 5,20 euro. Specjalnością austriackich kurortów jest Germknödel. To rodzaj knedla z makiem i sosem waniliowym. Na taki przysmak wydamy około 5-6 euro, ale z pewnością doda nam energii na dalsze szusowanie po stokach.
W naszym teście ocenie poddaliśmy też toalety, głównie pod kątem wygody korzystania z nich przez narciarzy w strojach i butach narciarskich.
Bezpieczna jazda
Przejdźmy jednak do tego, co dla narciarzy najważniejsze – tras zjazdowych. W teście oceny za stoki mają największy wpływ na notę końcową. Przyjrzeliśmy się przede wszystkim przygotowaniu stoków do jazdy. Badania były przeprowadzane w różnych warunkach pogodowych: zarówno gdy padał śnieg, jak i wtedy, kiedy świeciło słońce; kiedy chwytał silny mróz, jak również gdy temperatura wzrastała nieco powyżej zera. Jakość śniegu na trasach zjazdowych zależy przecież od warunków atmosferycznych. Do osób nadzorujących stoki należy więc ich przygotowanie dla narciarzy tak, aby ze zjazdu można było czerpać jak najwięcej przyjemności i – co jeszcze ważniejsze – by zapewnić bezpieczeństwo zjeżdżającym.
Choć mieliśmy okazję zjeżdżać po różnych rodzajach śniegu, nigdzie nie narzekaliśmy na jego brak. Napadało go grubo powyżej metra. Niemal stuprocentowa pewność, że na stokach będzie biało to kolejna wyższość Alp nad polskimi górami.
Co jakiś czas media donoszą o nieszczęśliwych skutkach upadku lub kolizji na nartach. Udoskonalany z sezonu na sezon sprzęt sportowy i czekające na narciarzy trasy pozwalają nabierać bardzo duże prędkości. Nawet amatorzy narciarstwa mogą osiągać na stoku prędkość do 80 km/h. Bywa, że kondycja i umiejętności nie są wystarczające, aby uniknąć nieszczęśliwych wypadków. Również tłok na stokach nie sprzyja bezpiecznej jeździe. Dlatego zachowanie środków ostrożności przez samych narciarzy na stoku to podstawa. Ale to tylko jedna strona medalu. Części wypadków można by uniknąć, gdyby stoki były odpowiednio przygotowane.
Nie do pomyślenia są na przykład wystające spod śniegu kamienie. Na szczęście na takie przeszkody narciarze i snowboardziści jeżdżący w Ski amadé raczej się nie natkną. Utrudnienia, jakie mogą ich czekać, to co najwyżej ciężki śnieg zbierający się w muldy. Muldy te pod koniec dnia mogą skutecznie utrudniać jazdę i stwarzać niebezpieczne sytuacje. Zwłaszcza przy padającym śniegu i słabej widoczności. Tak właśnie było na stokach w Radstadt. Stąd ocena za przygotowanie tras nie mogła być wyższa od dostatecznej. Również w Altenmarkt stoki nie były dobrze przygotowane. Ratrak, który wygładzałby śnieg to rzadki widok w tych miejscowościach. Co innego w Zauchensee – tutaj ratrak pracował i – co ważne – efekty tej pracy były widoczne na trasach. Najlepiej przygotowane stoki były we Flachauwinkl oraz właśnie w Zauchensee. Również atrakcyjność tras w tych dwóch miejscowościach została oceniona najwyżej. Stoki Radstadt także mogą przypaść do gustu wytrawnym narciarzom, o ile będą lepiej przygotowane niż w momencie przeprowadzania naszego testu. Największa różnorodność tras czeka na nas natomiast we Flachau. Minusem tej miejscowości jest niestety częsty tłok panujący na trasach. Przygotowanie stoków też pozostawiało nieco do życzenia.
Mocniejsze wrażenia
Dodatkowe plusy testowane miejscowości mogły zebrać za takie atrakcje, jak muldy, rampy czy skocznie. Najchętniej korzystają z nich snowboardziści, ale i narciarze spragnieni mocniejszych wrażeń mogą wyskoczyć na rampie lub przejechać się po halfpipie. Specjalne parki takich atrakcji znajdują się we Flachauwinkl, na stokach położonych po prawej stronie drogi prowadzącej z Flachau. Po drugiej stronie tej drogi jest kilka tras dla amatorów bardziej statecznego zjeżdżania. Ze stoku po jednej stronie drogi można szybko i bezproblemowo przedostać się na oddalone o kilkaset metrów trasy po drugiej stronie jednym z bezpłatnych autobusów kursujących na tyle często, że praktycznie nie marnujemy czasu na oczekiwanie na transport. Jeżeli będziemy mieli szczęście, trafimy na bardziej niecodzienny rodzaj transportu – kolejkę ciągniętą przez traktor.
Taka kolejka to atrakcja przede wszystkim dla dzieci. Z myślą o nich właśnie powstały w testowanym przez nas regionie liczne miejsca, w których najmłodsi narciarze mogą bezpiecznie szkolić się w sztuce zjeżdżania. Najlepiej dostosowane dla dzieci były stoki we Flachau i Altenmarkt, gdzie maluchy mogą, pod okiem instruktora lub rodziców, śmigać po oślej łączce i wjeżdżać na nią za pomocą wyciągu-wyrwiłapki.
Starsi narciarze i snowboardziści również mogą wynająć instruktora. Za cztery godziny nauki w grupie początkujący zapłacą około 60-70 euro (warto poszukać dobrej oferty, bo ceny różnią się w zależności od szkoły i miejscowości). Pięciodniowy kurs kosztuje natomiast ponad 160 euro. Prywatna lekcja dla jednej osoby to już wydatek rzędu 100-150 euro za dwie godziny. We Flachau możemy podszkolić się pod okiem instruktorów ze szkoły samego Hermanna Maiera – narciarskiego mistrza świata, który zresztą pochodzi z tej miejscowości. Tutaj też możemy zjechać trasą Pucharu Świata nazwaną na cześć austriackiego narciarza.
Inna zjazdowa trasa Pucharu Świata znajduje się w Zauchensee. Jej długość wynosi blisko 3,5 km, różnica wysokości – 1280 m, a wrażenia z jazdy? Tutaj można sobie wyobrazić, jak naprawdę wyglądają zmagania olimpijskie podczas zjazdu. Ekran telewizora nie oddaje ich nawet w połowie.
Ogrzewanie na wyciągu
W dzisiejszych czasach trudno wyobrazić sobie zjeżdżanie na nartach bez wyciągów. Tych w Austrii nie brakuje. To dobrze, bo dzięki temu do rzadkości należy oczekiwanie w kolejce na wjazd. Wszystkie testowane przez nas miejscowości zostały ocenione na czwórki lub piątki pod względem czasu oczekiwania w kolejkach.
W większości alpejskich kurortów trafimy na nowoczesne wyciągi, na których się nie marznie, a wsiadanie i wysiadanie z nich nie przysparza większych trudności. Niektóre wyciągi krzesełkowe, przede wszystkim we Flachau, mają nawet podgrzewane siedzenia, aby podczas wjeżdżania nimi na mrozie można było choć trochę się ogrzać. Ten sam cel spełniają zamykane plastikowe pokrywy, pod którymi można schronić się, kiedy wieje nieprzyjemny wiatr lub pada śnieg.
Jednak nawet na alpejskich stokach można trafić na starsze wyciągi, nie wyposażone w powyższe udogodnienia. Jeżeli zależy nam na wygodzie wjeżdżania pod górę i nie lubimy marznąć, omińmy miejscowości Altenmarkt i Alpendorf. Tamtejsze wyciągi mają już swoje lata. Nawet wsiadanie i wysiadanie z nich wymaga od narciarza większego skupienia i wysiłku. Raczej nie obędzie się bez siniaków nabitych przez uderzające w tył nogi podjeżdżające krzesełko.
W testowanych przez nas miejscowościach z doliny na górę prowadzą wyciągi gondolowe. Są one szczególnie wygodne, a jazda nimi jest przyjemna. W każdej gondoli mieści się od czterech do ośmiu osób. Do wyższych partii gór dostaniemy się już wyciągiem krzesełkowym. Orczyki w opisywanym przez nas regionie należą do rzadkości.
Do domu
Jeżeli przyjedziemy do Ski amadé nawet bez własnego sprzętu, nie ma problemu. Przy dolnych stacjach wyciągów znajdują się jego wypożyczalnie. Pożyczenie nart na jeden dzień kosztuje od 19 do 30 euro w zależności od jakości sprzętu, butów zaś – od 8 do 30 euro.
Tym, którzy wolą szusować na własnych nartach i we własnych butach, polecamy odwiedzenie jednego ze sklepów, których przy stacjach gondoli nie brakuje. Trzeba jednak liczyć się z cenami wyższymi niż w sklepach bardziej oddalonych od stoków.
Po skończonym dniu szusowania czas wracać do domu. Zmęczeni narciarze raczej nie mają ochoty pokonywać zbyt długiej drogi do samochodu lub skibusu (bezpłatne skibusy łączą część miejscowości). Na szczęście w większości przypadków nie muszą. Najpierw mogą skorzystać z ruchomych schodów, które znajdują się przy niektórych dolnych stacjach wyciągów i ułatwiają poruszanie się w butach narciarskich i z ciężkim sprzętem w rękach. Później już tylko kilkadziesiąt, góra kilkaset metrów do zaparkowanego samochodu. W testowanych miejscowościach parkingi były dobrze zorganizowane, nigdy nie brakowało miejsc i nigdy nie trzeba było pokonywać zbyt dużych odcinków do wyciągu. Narciarze jeżdżący do tej pory w Polsce lub na Słowacji, będą mile zaskoczeni – parkingi w Ski amadé są bezpłatne. W Zauchensee możemy zostawić samochód nawet pod dachem, na podziemnym parkingu, choć nieco problematyczna wydaje się konieczność uprzedniego pójścia do kasy wyciągu, aby następnie można było wyjechać bez opłaty za parking.