0,00 zł

Brak produktów w koszyku.

Jak drugi dom

Opublikowano:

Autopromocja

spot_img

Uliczki mediny są tak wąskie, że trzeba przylgnąć do ziemistej ściany, by przepuścić idące nimi objuczone osły. Czasem śmierdzą – turyści dla ochrony trzymają wtedy pod nosem gałązki świeżej mięty…

Na gwarnych targach widać tancerzy-akrobatów (gnaua), sprzedawców wody w tradycyjnych, czerwonych strojach z gór Rif i z workami z koźlej skóry, zaklinaczy węży, kramy z zasuszonymi kameleonami (na wszelką chorobę) ułożone rzędem, odrąbane łby baranów i pamiątki z symbolem „ręki Fatimy” – dla ochrony przed złym okiem. Handlarze targują się o każdy dirham. Wokół kobiety w kwefach, z dłońmi malowanymi henną – w tak misterne wzory, że z daleka wyglądają jak ubrane w koronkowe rękawiczki. Niosą na głowach tace z chlebem, zamiatają progi domów palmowymi liśćmi. I mężczyźni; w turbanach i białych dżelabach, nie przepuszczą okazji, by otrzeć się w tłumie o ładną cudzoziemkę.

Maroko wzbudza zachwyt, fascynuje albo irytuje. Nikogo jednak nie pozostawia obojętnym.

FRANCUSKIE DZIEDZICTWO

Królestwo Maroka uzyskało niepodległość dopiero w 1956 r. – wcześniej było pod protektoratem Francji i Hiszpanii. Jego pierwszym władcą został król Mohamed V, dziadek obecnie panującego Mohameda VI. Mimo że Maroko istnieje już ponad pół wieku, nadal łatwo zauważyć w nim ślady kolonizacji. Widać je nawet w handlu – chociaż to arabski jest językiem państwowym, w marokańskiej reklamie króluje francuski. Wciąż stale używa się go w świecie interesów i kojarzy z elitą społeczeństwa. W efekcie większość agencji w ogóle nie zatrudnia specjalistów, którzy potrafiliby tworzyć slogany w ojczystym języku. Zapotrzebowanie na taką reklamę jest zbyt małe – jedyny sektor, który podbił arabski, to na razie branża spożywcza. Głównie dlatego, że kampanie są w niej kierowane do wszystkich, a więc również do mniej wykształconych warstw społeczeństwa.

RAMADAN – CZAS POSTU I… SZALEŃSTWA

Mimo kolonialnej przeszłości, Maroko pozostaje krajem na wskroś arabskim. Widać to zwłaszcza w czasie Ramadanu (dziewiąty miesiąc kalendarza księżycowego) – miesiąca, podczas którego muzułmanie nie mogą jeść, pić, palić ani utrzymywać stosunków seksualnych od świtu aż do zachodu słońca. Paradoksalnie okres świętej głodówki jest też czasem… największych utargów dla sklepikarzy. Wszystko dlatego, że Marokańczycy urządzają wtedy wielkie, całonocne przyjęcia, na których „odbijają” sobie (i to z nawiązką) niedogodności całodziennego postu.

Jeszcze bardziej zaskakuje fakt, że Ramadan to również wymarzony miesiąc dla „beznassa” czyli… handlarzy narkotyków (oczywiście nielegalnych). Okazuje się bowiem, że muzułmanie, którzy na co dzień nie przestrzegają zasad Koranu i piją wino, gdy czeka ich związany z postem przymusowy odwyk (zgodnie z prawem w okresie Ramadanu nie wolno w Maroku sprzedawać alkoholu), przestawiają się na haszysz. Zwłaszcza, że w świętym miesiącu żaden szef nie ma pretensji, jeśli ktoś zjawia się w pracy zaspany i półprzytomny po zabawie…

NA ZAKUPY

Ostatnie lata były dla marokańskich konsumentów czasem dużych zmian w gospodarce, co z kolei jest efektem coraz większego otwierania się na kulturę Zachodu. Intensywnie rozwija się sektor handlu, a co za tym idzie pojawia się dużo nowych miejsc pracy. To handel w ostatnim czasie napędza gospodarkę i generuje 50% przychodów kraju. Taka sytuacja przyciąga wielkie zagraniczne inwestycje, ale inwestują także tutejsi przedsiębiorcy. Mimo to w Maroku wciąż współistnieje bardzo dużo drobnych sklepów i sklepików – ponad 75% z nich to tradycyjne, rodzinne sklepy. Nie zmienia to jednak faktu, że nastąpił także rozwój dużych sieci handlowych – niewiele różniących się od hipermarketów Zachodu. Było to możliwe także dzięki rosnącej świadomości marokańskich konsumentów, szczególnie tych zamieszkujących miasta. I druga, nie mniej ważna sprawa – to coraz grubsze portfele Marokańczyków. Zarobki rosną, coraz więcej kobiet idzie do pracy – to wszystko składa się na rozwój gospodarki. Powoduje też coraz większe zainteresowanie (i dostępność) kredytami konsumenckimi.

COŚ NA ZĄB

59% z 31 mln Marokańczyków to mieszkańcy miast. W najbliższych latach ma być ich jeszcze więcej. Ta sytuacja przyczynia się do zmian zwyczajów żywieniowych tutejszych konsumentów. Powstaje coraz więcej barów, restauracji i fast foodów. Tych ostatnich – rodem wprost ze świata Zachodu. Bo dla marokańskiego konsumenta zachodnia kultura jest coraz mniej obca. Przyczyniają się do tego między innymi zachodni turyści przybywający tu w coraz bardziej masowo. W samym 2006 r. Maroko odwiedziło ponad 6 mln zagranicznych gości. To zobowiązuje. Jakość oferowanych w Maroku produktów oraz poziom gastronomii siłą rzeczy musi rosnąć. I rośnie. Pojawianie się zachodnich sieci motywuje tradycyjne, działające tu od lat przybytki gastronomii do ciągłego polepszania jakości, standardów i higieny.

BEZPIECZNA OAZA?

Mimo że Maroko to kraj muzułmański, tutejsza polityka jest otwarta na Zachód. Marokańczycy wiedzą, że to procentuje: odwiedzający ich kraj cudzoziemcy mogą czuć się bezpieczni, co w dzisiejszych, niespokojnych czasach jest dla kraju nie lada atutem. I rzeczywiście: turystyka w Maroku kwitnie. W 2006 r. zanotowano rekordowy wzrost liczby podróżujących do tego kraju. To efekt rozpoczętego kilka lat temu programu „Wizja 2010”, którego twórcy postawili sobie za cel podwojenie liczby turystów do końca dekady. Kampanie marketingowe przedstawiające Europejczykom Maroko jako kraj egzotyczny, lecz bezpieczny i w dodatku tani, gorący i związany z tradycją robią swoje. Marokańscy oficjele chcą pójść jeszcze o krok dalej i stworzyć ze swojego kraju miejsce, gdzie w słońcu będzie można spędzić emeryturę. Temu między innymi ma służyć projekt wybudowania tunelu łączącego Maroko z Hiszpanią. – Dokładnej daty powstania tunelu jeszcze nie możemy wskazać, ale jego budowa całkowicie zmieni nasz świat – wyznał niedawno Karim Ghellab, marokański minister transportu.

Nie tylko o Hiszpanach myśli się w Maroku. Tradycyjnie kraj ten wciąż pozostaje najbardziej oblegany przez turystów francuskich. Z badań Stowarzyszenia Francuskich Biur Podróży (CETO) wynika, że do Maroka przyjeżdża coraz więcej turystów z Francji – w samym 2006 r. przyjechało ich 2,4 mln, podczas gdy inne kierunki wybierali coraz mniej chętnie. To efekt intensywnej kampanii marketingowej we Francji prezentującej Maroko jako „drugi dom”.

Z roku na rok coraz więcej przyjeżdża tu także Brytyjczyków, którzy kupują sobie marokańskie domy oraz mieszkania. I to zarówno z myślą o własnym miejscu na wakacyjne wypady, jak i o domu na stałe, by osiąść tu na stare lata. Europejscy przybysze szczególnie upodobali sobie czerwone miasto. Ze względu na kolor glinianych domów tak nazywany jest Marakesz – jak głoszą przewodniki, najpiękniejsze miasto kraju. Swojemu pięknu właśnie i swojej popularności Marakesz zawdzięcza galopujące ceny nieruchomości. W niektórych dzielnicach wzrosły one w ostatnich kilku latach dwu-, a nawet trzykrotnie.

Marokańczycy za cel stawiają sobie przyciągnięcie gości różnych narodowości. Promocja Maroka organizowana jest również w naszym kraju. Kto wie, może niedługo większość turystów w egzotycznym Marakeszu będą stanowić Polacy?

(mk)

Najnowsze Artykuły

WIĘCEJ PODOBNYCH

Test butów trekkingowych

10 PAR BUTÓW W TEŚCIE: Z membraną czy bez? Test butów trekkingowych pokazał, że...

Test pralek: Tania jest najlepsza

57 PRALEK W TEŚCIE: Mimo że ich ceny rzadko schodzą poniżej 2000 zł, ten...

Pestycydy w truskawkach od rolnika i z bazaru

W sezonie Polacy chętnie kupują truskawki prosto od rolnika albo na bazarku. Wybierają je...