Naturalne, legendarne i chemiczne. Mają za zadanie rozpalać żądze i sprawiać, by nikt nie oparł się naszemu urokowi. Czy jednak rzeczywiście są idealnym lekiem na ten odwieczny ambaras, „żeby dwoje chciało naraz”?
Od zarania ludzkości jeden osobnik marnotrawi swój czas i siły po to, by uwieść drugiego. W celu matrymonialnym, towarzyskim lub erotycznym. Stosuje przeróżne, nie zawsze skuteczne, sposoby. Tymczasem idealne, wydawałoby się, lekarstwo leży w zasięgu ręki. Afrodyzjaki – środki mające rozpalać miłosne żądze, przełamywać obojętność i nudę, potęgować rozkosz. Od wieków badano działanie owych środków, których nazwa pochodzi od imienia starożytnej bogini płodności, piękna i miłości. Gromadzono przepisy na miłosne eliksiry, święcie wierzono lub powątpiewano w ich cudowną moc.
Afrodyzjaki w historii
Pierwszy przepis na miksturę przedłużającą akt miłosny stworzono w Egipcie w 1700 r p.n.e. Hieroglificzny zapis zalecał regularne spożywanie suszonych liści tarniny i akacji zmieszanych z miodem. Legendarny uwodziciel Casanova zjadał na śniadanie 50 ostryg. Don Juan – omlet z 10 jaj przyprawionych bazylią, lubczykiem i czosnkiem. Co ciekawe, w klasztorach Tybetu zakazany jest czosnek, który nazbyt pobudza świątobliwych mnichów. A rozwiązły Kaligula podobno oszalał i zmarł po wypiciu nalewki z lubczyka.
Dziś, by przekonać się o ich działaniu na własnej skórze, wystarczy wejść do sklepu ze zdrową żywnością, apteki homeopatycznej, sex shopu lub po prostu – odwiedzić stoisko z warzywami.
Siła natury
Bogowie greckiego i rzymskiego panteonu swą moc czerpali z ambrozji, pokarmu sporządzanego ponoć z kaszy jaglanej i miodu. Afrodyta, oprócz czarów, sięgała po potrawy z gołębi i miodu. I my możemy bez trudu zestawić sobie odpowiednią, erotyczną dietę.
Wśród warzyw do afrodyzjaków zalicza się: seler, por, pietruszkę, bakłażany, brokuły, szparagi, wszystkie jarzyny liściaste (sałaty, kapusty), paprykę, marchew oraz różnego rodzaju kiełki. Co ciekawe, silnym afrodyzjakiem jest… czosnek (na raczej odstraszający zapach pomoże przegryzanie go ziarenkami kawy, kminku, natka pietruszki i goździki). Następnie owoce: awokado, jeżyny, kiwi, ananasy. Z mięs za afrodyzjaki uchodzą przede wszystkim podroby: wątroba, żołądki, nerki i móżdżek. Do tego dochodzą przyprawy: imbir, bazylia, chili, cynamon, curry, kolendra, lubczyk, gałka muszkatołowa, papryka, pieprz czy korzeń żeń-szenia. Pobudzająco działają również prawdziwki, smardze, trufle, orzechy włoskie, jajka, krewetki, homary, łosoś, sandacz, pstrąg, węgorz czy kawior. Ogólnie, zmysłowa kolacja przy świecach powinna składać się z dań lekkostrawnych, do których można podać co najwyżej lampkę szampana. Sporo gotowych przepisów na miłosne potrawy, dzięki którym trafimy „przez żołądek do serca” wybranej lub wybranka, znaleźć można w książkach kucharskich lub w internecie.
Sztuczna podnieta
Przemysł również postanowił zadbać o nasze życie uczuciowe (oczywiście wietrząc w tym niemały interes). Najwięcej „afrodyzjaków” znajdziemy oczywiście w specjalistycznych sex shopach. Do najpopularniejszych środków należą tam z pewnością – legendarne już – johimbina i hiszpańska mucha. O reszcie preparatów nie dowiemy się zbyt wiele ani od sprzedawcy, ani z etykiety na opakowaniu (poza reklamowymi hasłami w stylu: „zmienia partnera w gotowego na wszystko niewolnika” czy „ujawnia praktyki seksualne dotąd Ci nieznane – po zażyciu staniesz się niedościgniony”). W sprzedaży pojawił się także peruwiański specyfik – maca (100 g za 44 zł), reklamowany jako „odpowiedź natury na Viagrę”. Producent podaje, iż w fazie prób klinicznych prowadzonych na Universidad Peruana Cayetano Heredio w Peru, ustalono że maca przy regularnym stosowaniu zwiększa potencję do 180%, a żywotność plemników do 200%.
Niestety, praktycznie żaden z handlowców nie informuje o działaniach ubocznych „cudownych” preparatów dostępnych w sex shopach. Tymczasem po użyciu niektórych środków mogą wystąpić bóle głowy, silne pieczenie intymnych części ciała, mdłości, wzmożona senność i wrażenie otumanienia. Słynna hiszpańska mucha działa co prawda silnie podniecająco, ale i… toksycznie. Zawarta w preparacie kantarydyna może wywołać negatywne zmiany w układzie pokarmowym i moczowym, a jej przedawkowanie może wręcz zagrażać życiu. Również johimbina wykazuje szereg niepożądanych działań ubocznych i należy ją stosować tylko po zaleceniu lekarza. Często spożyciu jej towarzyszą nudności, zawroty głowy, a nawet halucynacje. Sama johimbina może nie uzależniać, lecz groźna jest przyjmowana w nadmiarze lub z alkoholem czy jakimikolwiek innymi lekami i narkotykami (taka mieszanka powoduje silne zatrucie). Ludzie z wysokim ciśnieniem krwi i zaburzeniem pracy serca powinni trzymać się od niej z daleka.
Z pewnością bezpieczniejsze są olejki eteryczne, używane do kąpieli, masażu lub do lampki aromaterapeutycznej. Najczęściej są to słodkie zapachy drzewa sandałowego, imbiru lub jaśminu. Co ciekawe, substancje działające podniecająco dodawane są również do niektórych perfum. Ich składniki są często uznawane za afrodyzjaki: szypr, żywica benzoesowa, kadzidło, ambra czy piżmo.
Mity czy rzeczywistość?
Teoretycznie afrodyzjaki pobudzają układ płciowy, zwiększają wydzielanie hormonów, wzmagają wrażliwość skóry na dotyk, uaktywniają wyobraźnię erotyczną. Czy jednak każdy ze środków nazwanych afrodyzjakiem działa skutecznie?
Naukowcy przebadali większość artykułów spożywczych, tradycyjnie uznawanych za mające duży wpływ na nasz popęd i okazało się, że część rzeczywiście ma udokumentowane działanie odprężające i pobudzające, głównie dlatego, iż są to lekkostrawne produkty bogate w witaminy i mikroelementy. Należy do nich między innymi lubczyk, za sprawą którego popularne stało się powiedzenie „zadać komuś lubczyku”. Najlepsze efekty daje spożywanie korzeni i nasion, z których sporządza się eliksir miłości, a także młode, jasnozielone liście. Czosnek reguluje ciśnienie, ma dobry wpływ na krążenie krwi i zmniejsza poziom cholesterolu. Jednym z najstarszych i najpopularniejszych afrodyzjaków jest również żeń-szeń, uważany za korzeń życia. Bogatym źródłem witamin E i C oraz kwasu lanolinowego, który dostarcza mózgowi naturalnego tłuszczu i wspomaga komórki nerwowe, są orzechy. Ostrygi naprawdę działają jak afrodyzjak, ponieważ zawierają duże ilości cynku, odpowiadającego w naszym organizmie za kontrolowanie poziomu progesteronu, który z kolei ma wpływ na popęd płciowy. Nawet zwyczajny seler może mieć wpływ na popęd seksualny, gdyż zawiera androsteron (związek wytwarzany przez samców, który ponoć bardzo silnie pobudza seksualnie samice).
Z kolei alkohol to jeden z najpopularniejszych afrodyzjakalnych mitów. Owszem, trunek odpręża, przełamuje bariery i zahamowania, lecz przyjmowany w nadmiarze, zamiast pobudzać – usypia. Miast ożywczego krążenia krwi, spodziewać się możemy raczej niemocy seksualnej i intelektualnej. Podobnie jest w przypadku większości środków chemicznych, które ewentualnie mogą zadziałać jak efekt placebo (np. olejki zapachowe) lub wręcz zaszkodzić (preparaty farmaceutyczne stosowane bez opieki lekarza).
Co ciekawe, wiele produktów zyskało miano afrodyzjaków na długo przed naukowym odkryciem ich właściwości, gdyż… kojarzyły się kształtem z odpowiednimi organami (np. marchew i banany, ostrygi i orzechy włoskie).
Cóż, jak widać byli i są ludzie, którym „wszystko kojarzy się z jednym”. Im z pewnością nie zaszkodzi nawet jajecznica z kopy jaj popijana czosnkową nalewką.