Kiedy kupujemy produkty w aptece, kierujemy się autorytetem miejsca. Tu nabywamy preparaty przepisane przez lekarza, które mają usunąć dolegliwości. Przekonanie to przenosimy więc na inne artykuły dostępne w aptece, np. kosmetyki. Wierzymy, że także one nam pomogą. Ale czy na pewno efekty będą odpowiadały naszym oczekiwaniom?
Apteka kojarzy nam się przede wszystkim z chorobą. Najczęściej odwiedzamy ją, by kupić zapisane przez lekarza medykamenty. Jednak od pewnego czasu, nawet gdy zdrowie nam dopisuje, możemy zaopatrzyć się tam w kosmetyki pielęgnacyjne, takie jak kremy, maseczki czy szampony. 37% osób odwiedzających apteki kupuje w nich kosmetyki – wynika z badania Demoskopu.
Krem z krzyżykiem
Apteki są specyficznym kanałem dystrybucji, który stawia przed producentami nowe wyzwania. Nie będą przecież sprzedawały produktów „zwykłych”, dostępnych w drogeriach czy supermarketach. Oferowane w nich kosmetyki zalicza się do grupy dermo-kosmetyków, specyfików odpowiadających na potrzeby zdrowia skóry szczególnie wrażliwej, o zwiększonej reaktywności na czynniki zewnętrzne, szczególnych wymaganiach, oczekiwaniach i problemach. Nie są to jednak produkty lecznicze, zalecane w stanach patologicznych skóry czy włosów. Przeznaczone do stosowania na zdrowych obszarach, mają niwelować drobne niedoskonałości. Cechą szczególną, odróżniającą je od innych, jest ogromna liczba badań i testów, którym poddawane są przed wprowadzeniem na rynek. Wszystkie te działania mają na celu stworzenie kosmetyków bezpiecznych, nie podrażniających skóry wrażliwej, skłonnej do alergii, a równocześnie skutecznych w usuwaniu niepożądanych zmian zachodzących w skórze, takich jak zmarszczki czy cellulitis. – Nie sprzedajemy wszystkich kosmetyków, bo przecież apteka to nie drogeria – mówi pracownica jednej z warszawskich aptek. – Produkty dobieramy ze względu na bezpieczeństwo stosowania i walory lecznicze. Preferujemy firmy, które mają oddzielne linie kosmetyków, przeznaczone tylko do sprzedaży aptecznej.
Testowanie
Firma Vichy Laboratoires, należąca do grupy L’Oreal, wiodący na polskim rynku producent dermo-kosmetyków przeprowadza w swoich laboratoriach wiele testów. Każdy kosmetyk, zanim znajdzie się w rękach konsumenta, poddawany jest przez specjalistów dogłębnym analizom. Pod okiem dermatologów badana jest zarówno tolerancja na dany specyfik, jak i jego skuteczność. W testach uczestniczą osoby o skórze szczególnie wrażliwej, u których często występują alergie skórne. Przeprowadza się również badania laboratoryjne, a także testy na skórze zrekonstruowanej (wyhodowanej przez naukowców – episkin). W czasie badań eliminuje się z produktów składniki, które owszem, mogłyby przynieść pożądany efekt, ale ich użycie zwiększałoby prawdopodobieństwo wystąpienia reakcji alergicznej. To właśnie z tego powodu na etykietach Vichy znajdziemy 20-30 składników, podczas gdy na innych może być ich nawet ok. 100. I tu rodzi się pytanie: Czy skuteczność działania tych kosmetyków jest równie wysoka, jak innych produktów, może nie tak bezpiecznych, ale wykorzystujących szerszą gamę składników?
Również polska firma Dermika, która od niedawna proponuje nową linię kosmetyków aptecznych – Dermicea – Linea hypoalergica, swoje produkty przygotowuje we współpracy z gronem wybitnych lekarzy dermatologów, biochemików i farmaceutów. Jednak tu zdecydowanie większy nacisk kładzie się na działanie łagodzące i pielęgnację, niż na efekty dodatkowe, np. likwidowanie zmarszczek.
Słowo-klucz
Większość dermo-kosmetyków może poszczycić się etykietą hypoalergiczny. Dość często słyszymy to słowo, nie do końca jednak wiedząc, co ono oznacza. Kosmetyk hypoalergiczny to taki, który minimalizuje ryzyko wystąpienia alergii, rzadziej powoduje podrażnienia. A wszystko dzięki rozlicznym badaniom i eliminacji substancji zapachowych, barwników i innych potencjalnych alergenów. To nie tylko nadruk na opakowaniu, ale przede wszystkim gwarancja, że nawet najwrażliwsza skóra będzie tolerowała dany specyfik. – Zanim nasz krem uzyska miano hypoalergiczny, testowany jest na grupie osób o skórze wrażliwej. Wystarczy jedna reakcja alergiczna, a wszystkie czynności związane z powstawaniem nowego produktu zaczyna się od początku – mówi Jean Alexandre Havard, dyrektor marketingu Vichy.
Nie dla wszystkich
Nie tylko producenci muszą się starać, aby ich kosmetyki mogły znaleźć się w aptece. Także przed aptekami zainteresowanymi sprzedażą tego typu produktów stawiane są określone wymagania. – Nasze produkty muszą być odpowiednio wyeksponowane. Tak, by klient zwrócił uwagę na ich obecność. Jednak o wiele bardziej istotny jest przeszkolony personel. Jedną z przyczyn, dla których nasze kosmetyki sprzedajemy tylko w aptekach, jest możliwość uzyskania fachowej porady ze strony farmaceuty. Dlatego organizujemy szkolenia dla pracowników aptek – mówi Jacek Jabłoński, dyrektor handlowy Vichy.
Nie wierzmy wszystkiemu
Trudno nie zgodzić się z opinią, że bezpieczeństwo stosowania kosmetyków aptecznych jest większe, niż w przypadku innych produktów. Wątpliwości budzą jedynie wspaniałe efekty (mimo rygorystycznego doboru składników), jakie ma osiągnąć konsument, jeśli stosuje dany preparat. Kuszą go reklamy ukazujące „cuda”, jakie mogą uczynić proponowane produkty. Zerkające ze stron kolorowych czasopism twarze kobiet młodnieją wraz ze stosowaniem danego kosmetyku. To wszystko sprawia, że często zapomina się o starej prawdzie, że „reklama jest dźwignią handlu”. Atakowany nowymi terminami z dziedziny kosmetologii, trudnymi do wymówienia nazwami nowych, zbawiennych cząsteczek, daje się ponieść marzeniom o wiecznie młodym wyglądzie. I nie dostrzega takich niuansów, jak np. ukryte w reklamach słowa ograniczające odpowiedzialność producenta za doskonałe efekty – „nawet”, „do”… – oznaczające, że to maksymalny efekt, jaki można osiągnąć, a nie gwarancja.
W błędzie jest także ten, kto uwierzył, że pewien krem przeciwzmarszczkowy, szeroko reklamowany w prasie i sprzedawany wyłącznie w aptekach, uczynił z kobiety dojrzałej nastolatkę – to sugerują zdjęcia. Wbrew pozorom nie mamy tu do czynienia z komputerową modyfikacją, lecz z działaniem dużo prostszym. Na fotografiach – autentycznych, prezentowanych na kongresach dermatologicznych – przedstawione są osoby w różnym wieku, a co za tym idzie, z mniejszą lub większą ilością zmarszczek. Producent zapowiada, że dzięki stosowaniu tego kremu zmarszczki mogą zmniejszyć się w jakimś stopniu i tu zamieszcza ilustrację. A konsument jest przekonany, że to ta sama twarz. Widząc jakie „cuda” mogą spotkać i jego, często bezkrytycznie podchodzi do tych rewelacji. Przeświadczenie o skuteczności wzmacniane jest dodatkowo autorytetem miejsca, w którym kosmetyk ten jest sprzedawany.
Reklamy mogące wprowadzić konsumenta w błąd dotyczą nie tylko kosmetyków aptecznych, stosowane są także do promocji innych produktów. Stąd też tak ważne jest bliższe zapoznanie się z przeznaczeniem i działaniem danego specyfiku. I tu przewagę zdobywają produkty apteczne, gdyż rewelacje serwowane w reklamach mogą, przynajmniej częściowo, zostać zweryfikowane podczas rozmowy z farmaceutą. Pamiętajmy tylko, że był on szkolony przez firmę, więc nie zawsze dowiemy się od niego więcej niż z reklamy…