Zdrowe, szczupłe ciało świadczy o „zdrowym duchu”, o samodyscyplinie i umiarkowaniu. Tak głosi norma estetyczna naszych czasów. W odpowiedzi na to zapotrzebowanie, na chęć „bycia w normie”, spełniania kryteriów powstał cały przemysł wymyślający coraz to nowsze metody osiągania atrakcyjnego wyglądu.
Człowiek postawiony przed alternatywą: bycie brzydkim lub bycie pięknym, z oczywistych względów wybiera to drugie. Ładny wygląd bowiem poprawia samopoczucie, a więc dodaje pewności siebie, umożliwia w związku z tym zdobycie korzystnej pracy, pomaga zawojować świat, zjednać sobie ludzi, poznać miłość swojego życia. Słowem, pozwala osiągnąć szczęście. Zatem współczesny człowiek marzy o ponętnej, idealnej figurze. Ufa też postępowi, technice oraz nauce. Przecież na jego oczach świat ciągle ulega metamorfozie. To, co parę lat temu było niemożliwe do osiągnięcia, dziś staje się codzienną rutyną. Nic więc dziwnego, że pojawia się u ludzi swoista ufność w proponowane przez samozwańczych specjalistów metody ulepszania swego życia; pojawia się chęć doświadczenia na własnej skórze genialności popularnych wynalazków.
Recepta na szczęście?
Internet, prasa, radio i telewizja, a także w ogóle otaczająca rzeczywistość (billboardy, plakaty, ulotki) bombardują nas najróżniejszymi propozycjami uatrakcyjniania wyglądu. Wystarczy zerknąć choćby na ostatnie strony „Wysokich Obcasów”, dodatku do „Gazety Wyborczej”, dodatku nota bene skierowanego do wyzwolonych z terroru ciała, feminizujących kobiet. Otóż te ostatnie strony są zapełnione przez ogłoszenia klinik i gabinetów chirurgii plastycznej, czy też – eufemistycznie – medycyny estetycznej. Nawet ów ostatni bastion, wydawałoby się, kobiecej niezależności od konformistycznej pop-kultury, ocieka kultem ciała idealnego, brzydzącego się zmarszczką, krostką czy fałdką tłuszczu. Tak wygląda współczesny świat i nie można tego zmienić.
Wykorzystują to zarówno stacje telewizji publicznej, jak i – co już mniej dziwi – stacje telewizji prywatnej. Ważnym punktem codziennego programu telewizyjnego są Telezakupy, zwane czasem Telesklepem, tudzież TV Shopem. Tam oto gruby i smętny widz znajdzie mnóstwo recept na osiągnięcie szczęścia, czyli na poprawę swego wyglądu. I, co najważniejsze, szczęście to jest w zasięgu ręki, można je osiągnąć niemal natychmiast, bez wysiłku.
Ciekawość przeważyła
W dobie wszechogarniającej, kapitalistycznej konsumpcji wszystko jest do kupienia. Władza, miłość, dziecko, zdrowie (najlepsza opieka lekarska, najskuteczniejsze medykamenty), sława, uznanie, kariera, najpopularniejsza w kraju gazeta codzienna. Dlaczego więc nie można by było kupić sobie młodości czy też urody? No, właśnie. Oglądając Telesklep i tym podobne programy współczesny człowiek dochodzi do wniosku, że można. Wystarczy, że kupi odpowiedni produkt i już doskonała sylwetka jest niemal jego własnością. Tak przynajmniej głoszą reklamy.
W ten sposób myślał Czesław Sieniuć – właściciel prywatnej firmy hydraulicznej, człowiek zazwyczaj sceptyczny wobec pokus kultury obrazkowej. Jednakże oferta firmy Vitashop prezentująca odchudzające wkładki ortopedyczne Medstar sprowokowała pana Czesława do zamówienia wspomnianych wkładek. Ciekawość była silniejsza niż krytycyzm. – Zachwalał je doktor nauk medycznych, tak przynajmniej głosił napis – mówi pan Sieniuć. – Więc liczyłem na to, że może jest w tym jakieś ziarnko prawdy.
Reklama dowodziła, że poprzez noszenie konkretnych wkładek do butów można schudnąć nawet kilkanaście kilogramów w ciągu sześciu tygodni. Wielu uśmiechniętych ludzi na ekranie zarzekało się, że schudli nawet więcej i to tylko dlatego, że mieli wkładki do butów. Medstar ma być zdrowe, higieniczne, do wielokrotnego użytku i nie powodować „efektu jojo”. Zgrabna sylwetka bez ćwiczeń i godzin spędzonych na siłowni, bez wyrzeczeń żywieniowych. I to za jedyne 98 zł! Niestety, już po dwóch tygodniach użytkowania efektownie wyglądające wkładki odkształciły się, a zielona guma pokrywająca odchudzające wypustki zdarła się gdzieniegdzie. Czy jednak pan Sieniuć schudł choć z kilogram? – Wcale – śmieje się zapytany. – Może gdybym wybrał się w tych wkładkach na Jasną Górę, byłoby to możliwe…
Kompletna bzdura
Środowisko ortopedów jest zgodne: nie ma takiej możliwości, by wkładki do butów odchudzały. Szef produkcji Zakładów Ortopedycznych w Konstancinie, technik Michał Żuk zapewnia, że żadne badania nie potwierdziły zadziwiających możliwości wkładek do butów. – To zwykły chwyt reklamowy – twierdzi. Jeszcze dosadniej wypowiadają się lekarze ortopedii. – To niemożliwe – skwitował lekarz z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA. – To kompletna bzdura – mówią inni. Co ciekawe, specjaliści ci wolą pozostawać anonimowi. Zapewne popieranie takich informacji swoim autorytetem wydaje im się zbędne. Mimo to chyba istnieje taka potrzeba, gdyż wielu ludzi w pogoni za obietnicą łatwo osiągalnego pięknego wyglądu pozwala sobą manipulować.
Wszyscy zdają sobie sprawę, że reklamy wyolbrzymiają fakty, naginają prawdę. Z drugiej strony przynajmniej w części reklama powinna odnosić się do rzeczywistości. Niemniej bardzo często odbiorcy takich ofert mają do czynienia, tak jak w przypadku wkładek Medstar, z opowiastkami science fiction. Tyle tylko, że nie do końca widzowie zdają sobie z tego sprawę. A może tym razem nie kłamią? A może naprawdę uda się być doskonałym i to za niewielką opłatę? Tak myślą w nadziei na nagłą poprawę swego życia. Z tej samej przyczyny idą zagrać na loterii i kupią czarodziejski medalion odganiający złe moce. Wielu wykorzystuje bowiem fundamentalną ludzką potrzebę podobania się i bycia zadowolonym. Człowiek niedoskonały czuje się słaby, jest narażony na wszelkie sugestie. A gdy sugeruje mu się, że może wyglądać oszałamiająco, zrobi wszystko by to osiągnąć. Nawet jest w stanie uwierzyć, że noszenie wkładek do butów odchudzi jego ciało. I to za jedyne 98 zł…