0,00 zł

Brak produktów w koszyku.

Strona głównaArtykułyZarabianie to sport - zakupy z Marcinem Prokopem

Zarabianie to sport – zakupy z Marcinem Prokopem

Opublikowano:

Autopromocja

spot_img

Z bezwzględnym jurorem trzeciej edycji „Idola”, dziennikarzem „Gali” i prezenterem MTV Classic i jego amerykańską narzeczoną – Marishą, spotykamy się w Republica Latina, jednym z najmodniejszych miejsc w stolicy. O tym, czy podąża za modą, czy jest mężczyzną metroseksualnym i dlaczego nie ogląda telewizji opowiada Marcin Prokop.

Świat Konsumenta: Czy jesteś mężczyzną metroseksualnym – elegantem, który troszczy się o swój wygląd, używa drogich kosmetyków, ma wyrobiony gust i ekstrawagancki sposób bycia?
Marcin Prokop:
Pojęcie mężczyzna metroseksualny ma dla mnie pewien element przegięcia. Jest to etykietka zakładająca, że ktoś odstaje od ogólnie przyjętego wizerunku współczesnego mężczyzny – i nie mówię tu o wąsach i kraciastej koszuli. Uważam się za normalnego faceta, ani metroseksualnego, ani wiochmeńskiego, nie można mnie zakwalifikować do jakiejś jednorodnej grupy.

ŚK: Media wykreowały Cię jako twardego macho. Jak to naprawdę z Tobą jest?
MP:
To pewnie przez te włosy na klacie (śmiech). Nic co się dzieje w związku z moim wyglądem czy zachowaniem nie jest robione z premedytacją – po to, by wykreować się na postać pasującą do konkretnego wizerunku. Wszystko odbywa się spontanicznie. Jeżeli podoba mi się fioletowa kurtka i koszula w kwiatki, to tak się ubieram. Najważniejsze, że podoba mi się moje odbicie w lustrze, a moja narzeczona mówi: „Kochanie, jak ty pięknie wyglądasz”.

ŚK: Ostatnio w jednym z dzienników próbowałeś wystylizować Kubę Wojewódzkiego. A kto Ciebie ubiera, masz jakiegoś stylistę , który dba o Twój wizerunek?
MP:
Sam dokonuję pierwszej weryfikacji.

ŚK: Czyli rozumiem, że za słynną już marynarkę z wężowej skóry ponosisz sam odpowiedzialność?
MP:
Oczywiście! Sam ją sobie wymyśliłem, ale uszył ją ktoś inny. Ta marynarka to akurat przypadek jednostkowy, który ma na celu sprowokowanie komentarzy. Coś, co odstaje od ogólnie przyjętego standardu, spotyka się z określoną reakcją – albo pro albo anty. Jeśli o to chodzi, marynarka znakomicie spełniła swoją rolę. Co do ubierania, filtrem który to weryfikuje, jest kobieta siedząca obok. Podczas naszego porannego rytuału wzajemnie wymieniamy się informacjami o swoim wyglądzie: ona mnie pyta, co ma założyć do tej sukienki, a ja ją – czy dobrze wyglądam w tym, co akurat założyłem.

ŚK: Co masz na sobie dzisiaj?
MP:
Tę kurtkę kupiłem sto lat temu chyba w Londynie, koszulka pochodzi z wyprzedaży w Helsinkach, spodnie Americanos, buty Adidas znalezione w szafie, kupione gdzieś przy jakiejś okazji – czyli jak widzisz jest w tym element dekadenckiej przypadkowości. Nic tutaj nie powinno trzymać się kupy, ale jakoś się trzyma.

ŚK: Czytasz jakieś magazyny dla mężczyzn poświęcone modzie?
MP:
Przeglądam czasami w Empiku „Colezzioni”. Tak z czystej ciekawości, żeby zobaczyć, co się ciekawego w modzie dzieje. Ale nie wyrywam potajemnie stron, żeby potem biec do krawca i szyć coś na wzór (śmiech). Przeglądam też z rosnącym przerażeniem magazyny dla kobiet. Właśnie te wszystkie hasła typu: metroseksualny, wydepilowany czy opalony pochodzą stamtąd! To się zmienia z sezonu na sezon. Jakby facet miał za tym nadążyć, toby wpadł w ciężką paranoję!

ŚK: Jesteś mężczyzną zadbanym. Czy dbasz o siebie w jakiś szczególny sposób: siłownia, basen, specjalne kosmetyki?
MP:
Zdradzę teraz kilka szczegółów, o których nie wie moja narzeczona… (śmiech). A tak poważnie: chodzę na siłownię, ponieważ przy moich gabarytach, gdybym tego nie robił, połamałbym się i chodził z pokrzywionym kręgosłupem. Zresztą nie powiem – sprawia mi radość widok mojego ciała, które potrafi dobrze wyglądać (śmiech). Kosmetyki również stosuję, ponieważ mam wrażliwą skórę i muszę o nią dbać, w związku z czym jest to konieczność, a nie próżność. To kosmetyki marek Clinique, Vichy, Lab Series, mam nawet krem do twarzy Diora. Nie fetyszyzuję absolutnie męskich kosmetyków, kiedy wyjeżdżam w podróż, nie biorę ze sobą wielkiej kosmetyczki.

ŚK: Czym pachniesz?
MP:
Teraz? Egoiste Chanel. Akurat tak się złożyło, chociaż ostatnio wolę nowe Gucci. W ogóle zapachy to moja słabość, dużo ich naprzywoziłem ze stref bezcłowych. Na półkach mam ich sporo, z czego moja narzeczona się śmieje – nawet w tej chwili.

ŚK: Lubisz czasami poszaleć po sklepach? Z kim najchętniej chodzisz na zakupy?
MP:
Na zakupy wychodzę okazjonalnie, czyli średnio raz na trzy miesiące. Ale jak już wychodzę, to kupuję mnóstwo! Potrafię wydać za jednym razem 2 tys. zł. Ponieważ z moją narzeczoną znamy się od trzech miesięcy, nie było jeszcze okazji na wspólne buszowanie po sklepach.

ŚK: Jakiego zakupowego szaleństwa ostatnio się dopuściłeś?
MP:
Ostatnio dopuszczam się szaleństwa szycia na miarę, ponieważ wpadłem na dwóch genialnych polskich projektantów: Nordy Gerard i Andre Renard. W związku z tym, że mam dość długie nogi, mam czasem problem z zakupem ciuchów, a szycie na miarę ten problem likwiduje. Często też robię zakupy za granicą, chociaż w Korei rozmiar XL odpowiada naszej S, natomiast XXL w Holandii będzie oznaczało t-shirt do kolan. Łatwiej kupić coś za granicą niż w Polsce, dlatego moje każdorazowe frustracje przy wejściu do sklepu spowodowały, że zdecydowałem się na radykalny krok, jakim jest szycie na miarę. Zresztą kupując analogiczną rzecz w sklepie zapłaciłbym porównywalną kwotę. Wiesz, te skórzane ciuszki trochę kosztują…

ŚK: Oprócz projektantów, o których mówisz, masz jakieś ulubione marki – z tych ogólnodostępnych?
MP:
U nas niestety nie ma za dużego wyboru fajnych marek. Mam nadzieję, że jak wyjadę do Stanów, kupię sobie trochę ciuchów. Moja narzeczona jest specjalistką od marek ubrań, często są to jednak firmy trudno osiągalne w Polsce. Z rzeczy ogólnodostępnych fajne ciuchy ma Diesel. Aczkolwiek często są na mnie za małe albo za bardzo „pojechane”, ale szanuję tę firmę jako progresywną markę dla ludu – dostępne dla każdego, a fajne.

ŚK: Jako stuprocentowy facet wyznajesz zasadę: skóra, fura i komóra? Czym jeździsz?

MP: Volvo. Przywiązuję wagę do samochodów, bo je po prostu lubię. Dla mnie jest to środek transportu, który ma mi sprawiać frajdę. Aczkolwiek podjeżdżanie metr pod drzwi lokalu po to tylko, żeby pokazać, jakim autem jeżdżę, jest dla mnie całkowitym absurdem! Lubię mój samochód nie dlatego, że jest lśniący, ładny i fajnie w nim wyglądam, ale dlatego, że jest szybki i niezawodny.

ŚK: Jest coś, na co jesteś w stanie wydać ogromną ilość pieniędzy?
MP:
Tak: samochód i buty – mam ich ze 20 par.

ŚK: Jaki jest Twój stosunek do pieniędzy?
MP:
Zarabianie pieniędzy jest dla mnie sportem – lubię oglądać sumy na moim koncie i patrzeć jak rosną – lubię się z nimi ścigać. Natomiast z ogromnym bólem się z nimi rozstaję. Najchętniej bym tego nie robił: gromadziłbym je, kąpał się, otaczał nimi (śmiech). Pieniądze są środkiem do realizacji celów, ale chętniej bym je realizował bez potrzeby wydawania.

ŚK: Czy jesteś mężczyzną udomowionym? Potrafisz coś ugotować, wiesz jaki proszek jest teraz na topie, czy tym powinna raczej zajmować się kobieta?
MP:
Kobieta jest od piłowania paznokci i tego typu przyjemnych rzeczy. Proszki kupuję ja. Jeśli chodzi o zakupy w hipermarketach wszystko ogarniam totalnie. Ponieważ przez dłuższy czas prowadziłem życie kawalerskie, nie było innego wyjścia. Na przykład jeśli chodzi o żel do czyszczenia toalet, polecam dwuskładnikowy Bref, po jego zastosowaniu moja toaleta pięknie lśni (śmiech).

ŚK: A jeśli chodzi o jedzenie, jaką kuchnię lubisz?
MP:
Włoską. Wszędzie zamawiam Spaghetti Carbonara. Jest to swoisty test dla każdego lokalu. Ostatnio zacząłem się również przekonywać do kuchni wegetariańskiej, warzywa zaczęły mi jakoś smakować.

ŚK: Co Marcin Prokop lubi robić w wolnych chwilach, o ile takie się zdarzają?
MP:
Wolnego czasu mam niewiele. Mój dzień zaczyna się o 7.30, a kończy w okolicach 20, więc pozostaje jedynie czas na domowy relaks, ewentualnie wyjście na niezobowiązującą imprezę. Nie lubię zatłoczonych miejsc ludycznych spędów, gdzie jesteś oceniany po metkach. Telewizji nie oglądam, bo nie mam kablówki, bo nie płaciłem. Płacenie za rzecz tak powszechną jak kablówka to dla mnie rodzaj faszyzmu korporacyjnego! W ogóle wyznaję zasadę, że większość usług powinna być za darmo. Jestem pod tym względem zwolennikiem komercyjnego komunizmu – zarabiam pieniądze, a jednocześnie mam wszystko za darmo.

ŚK: Tak, to by było piękne… Oprócz tego masz jakieś marzenia?
MP:
Tak, chciałbym w przyszłości mieszkać w miłym, ciepłym miejscu, gdzie temperatura nie spada poniżej 20°C, w dużym domu z ogromnym ogrodem, które to obydwa pielęgnuje moja żona, a ja w tym czasie wypoczywam z przyjaciółmi jeżdżąc kabrioletami po okolicy. Jednak moim głównym celem jest święty spokój. Niestety, żeby to osiągnąć trzeba wygenerować mnóstwo pieniędzy i tu jest konflikt interesów. Chciałbym mieć po prostu święty spokój za jakiś czas – takie dolce vita… i gabanna (śmiech).

Najnowsze Artykuły

WIĘCEJ PODOBNYCH

Wielki test lodówek

87 CHŁODZIARKO-ZAMRAŻAREK W TEŚCIE: Nie kieruj się marką, kiedy wybierasz nową lodówkę. Nasz test...

Test butów trekkingowych

10 PAR BUTÓW W TEŚCIE: Z membraną czy bez? Test butów trekkingowych pokazał, że...

Test pralek: Tania jest najlepsza

57 PRALEK W TEŚCIE: Mimo że ich ceny rzadko schodzą poniżej 2000 zł, ten...