POLSKA ELEGANCJA
ŚWIAT KONSUMENTA: Czy lubisz zakupy?
JUSTYNA STECZKOWSKA: Lubię, jak każda kobieta. Bardzo często mam odwieczny kobiecy dylemat, iż nie mam w co się dzisiaj ubrać, dlatego też staram się co jakiś czas kupić coś nowego, aby ten dylemat pogłębić (cha, cha…).
ŚK: Czym są dla Ciebie zakupy?
JS: Zakupy to pewna sfera intymności.
ŚK: Robienie zakupów nazywasz intymnością?
JS: Tak. Gdybym, na przykład, razem z moim ukochanym mogła zrobić zakupy! To taka domowa czynność, dla mnie wręcz czuła. Wspólne podejmowanie decyzji – to są najprzyjemniejsze chwile, jakie mogę sobie wyobrazić.
ŚK: Zatem wynika z tego, że najbardziej lubisz robić zakupy ze swoim mężem?
JS: Hmm… sam przecież jesteś mężczyzną i dobrze zdajesz sobie sprawę, że mężczyźni nie znoszą zakupów, mniej lub bardziej, ale jednak. Dlatego najbardziej udane zakupy robię w towarzystwie moich sióstr, które – jak to kobiety – uwielbiają chodzić po sklepach w poszukiwaniu czegoś nowego do swojej szafy. A że szafa każdej kobiety jest duża, to (cha cha…).
ŚK: Gdzie robisz zakupy odzieżowe?
JS: Hexeline, przy Jana Pawła II, mają tam bardzo dobrą jakość, jest przemiła obsługa, bardzo profesjonalna – uczciwa, szczera. Nie zdarzyło mi się nigdy, żeby próbowano mnie przekonać do kupna jakiejś rzeczy tylko dlatego, że „sprzedawca jest po to, by sprzedawać”.
ŚK: Jakie kupujesz kosmetyki?
JS: Bywa z tym różnie, w zależności od tego, w jakim miejscu jestem, czego potrzebuję. Bardzo lubię Lancome, uwielbiam L’Oreala. Czasem korzystam z Estee Lauder.
ŚK: A mogę spytać o bieliznę?
JS: Jeżeli chodzi o bieliznę, to mam taką zaufaną przyjaciółkę, Beatę Błasiek, która jest ekspertem w tej materii. Dzięki niej poznałam takie marki jak: Calvin Klein, Ibiss, Ibsen. Zatem jeśli pokazują się jakieś nowe i rewelacyjne modele, to Beata mi coś poleca, a ja jej ufam. Oczywiście uwielbiam także bieliznę, którą dostaję od swojego męża, ale nie wiem, gdzie on ją kupuje.
ŚK: A nieodzowny atrybut kobiety, jakim są buty?
JS: Uwielbiam buty Ryłko, które dziś mam na sobie (Justyna miała piękne, czerwone buty wysadzane diamencikami – przyp. aut.), zostały specjalnie dla mnie zaprojektowane przez Ryłko. Ale nie dlatego uwielbiam tę firmę. Wcześniej kupowałam buty w Nowym Jorku i od momentu, kiedy trafiłam na nową linię Ryłko, która nazywa się Estima, niemal zakochałam się w nich. Jej autorką jest Ewa Ryłko, która ma fantastyczny zmysł projektanta. Są to fantastyczne buty, bardzo nowoczesne i niezwykłe. Mam szczęście, że mogę sobie u nich prywatnie zamawiać! Właśnie w ten sposób powstało wiele moich koncertowych butów. Uważam, że jest to najlepszy polski producent obuwia. Bardzo szanuję również tę firmę za to, że gdy buty się popsują, można je nawet po roku wysłać do fabryki w Kalwarii Zebrzydowskiej, aby zostały naprawione.
ŚK: Czy często ludzie cię obserwują, proszą w sklepie o autografy, głośno zastanawiając się czy to ty, czy nie ty?
JS: Tak, wtedy chowam się jak mogę. Był nawet taki przypadek, że poszłam z siostrami na zakupy i żeby nikt mnie nie rozpoznał założyłam kapelusz, okulary, schowałam włosy. Zmieszałam się z tłumem, ale i tak jakiś fotograf nas „złapał”. Kiedy zobaczyłam zdjęcie w gazecie, nie mogłam w to uwierzyć.
ŚK: Czy to cię rozwściecza, czy bawi?
JS: Różnie, raz mnie bawi, raz mnie irytuje. To jest po prostu jeden z aspektów mojego życia, którego nie da się zmienić, dawno się z tym pogodziłam.
ŚK: Czy lubisz hipermarkety?
JS: Cóż mogę powiedzieć? Ja wolę takie małe zaprzyjaźnione sklepy, gdzie wchodzę i mogę się czuć jak u siebie. Jest tam zupełnie inna, niemal domowa atmosfera, w odróżnieniu od wielkomiejskiego zgiełku hipermarketów. W ogóle nie lubię takich spędów – miejsc, gdzie czuję się osaczona, gdzie jest dużo ludzi. Takie miejsca są mało komfortowe. Jednak gdy chcę zrobić szybkie zakupy, bo akurat jadę z Maćkiem (mężem – przyp.aut.) na piknik, albo na wieś, wtedy robimy zakupy w hipermarkecie, gdyż można tam dostać niemal wszystko w jednym miejscu. Jest to po prostu wygodne.
ŚK: Jaka jest twoja prywatna opinia nt. handlu w niedzielę?
JS: To jest indywidualna sprawa każdego z nas. Niedziela jest dniem wolnym od pracy, jednak przede wszystkim to zależy od ludzi. Gdyby nie chcieli pracować w niedziele, to po prostu by nie pracowali. Jednak w obecnych czasach sytuacja materialna wielu osób wymusza na nich takie, a nie inne decyzje, dotyczące czasu pracy. Dlatego szanuję ich wybór, bo na tym przecież polega życie, aby dokonywać trafnych życiowych wyborów.
ŚK: A zdarzyło Ci się robić zakupy w niedzielę?
JS: Raczej nie. Niedziela jest dniem, kiedy jestem z rodziną, wypoczywam, idę do kościoła i nie myślę o zakupach. Staram się zostawić za sobą wszystko, co niesie ze sobą zwyczajny dzień. Niedziela jest dla mnie dniem wyjątkowym.
ŚK: Czym kierujesz się robiąc zakupy: marką, ceną czy jakością?
JS: Jakością! Marka ma znaczenie, ale nie tak wielkie. Cena też jest ważna, gdyż nie przywykłam płacić bajońskich sum za coś, co nie jest warte takiej wysokiej ceny. Zatem cena powinna być w granicach tzw. zdrowego rozsądku. Aczkolwiek, gdy mam pełny portfel, nie przejmuję się nią zbytnio, w przeciwieństwie do sytuacji, gdy portfel jest pusty. A w życiu artysty bywa różnie.
ŚK: Twoje ulubione marki?
JS: Jest wiele markowych zagranicznych firm, które bardzo cenię. Ale też są krajowe firmy, które dorównują im jakością, np. wspomniany przeze mnie Hexeline. Można też zamówić projekty, np. Maćka Zienia czy Tomka Ossolińskiego, które są jedyne i niepowtarzalne. W Hexeline również tak jest – u Haliny Zawadzkiej, która jest właścicielką tej firmy, można zamówić specjalne dodatki; dlatego właśnie lubię ten sklep.
ŚK: A czy możesz wymienić kilka zagranicznych marek, które lubisz?
JS: W Polsce prawie w ogóle nie kupuję zagranicznych marek. Rzeczy polskie mają prawie taką samą jakość, a ich cena jest bardziej przystępna, a nie „kosmiczna -zagraniczna”. Natomiast jeśli jestem za granicą, np. w Mediolanie, bardzo lubię Dolce Gabbana, Armaniego. Mam parę rzeczy Moschino. Nie jestem jakąś wielką ich fanką, po prostu dostałam je. Lubię też Gualliano, ale nie mam jego rzeczy, bo są dla mnie za drogie.
ŚK: Czy zdarzyło Ci się kupić jakąś rzecz pod wpływem reklamy?
JS: Tak, głównie artykuły spożywcze. Większość reklam spożywczych jest zrealizowana w taki sposób, że mamy ochotę natychmiast wypróbować produkt. Nie jestem jednak typowym, reklamożercą, który wszystko, co zobaczy w reklamie, musi mieć. Raczej kieruję się indywidualnym gustem i potrzebą.
ŚK: Wyobraź sobie taką sytuację. Jesteś w jakimś centrum handlowym, nagle podchodzi do ciebie superprzystojny chłopak i mówi: Oczarowała mnie Pani, czy mogę zaprosić Panią na kawę?
JS: Świetnie! Dlaczego nie, jeśli mam czas i nie śpieszę się nigdzie.
ŚK: A twój mąż?
JS: Jeśli on chce się tylko napić ze mną kawy, to dlaczego nie? Lubię nieoczekiwane spotkania, bywają bardzo inspirujące. I nie muszą mieć żadnych podtekstów. Gdybym była w innym momencie życia – nieszczęśliwa, opuszczona – to na pewno pozwoliłabym się odwieźć do domu i umówiła się na następne spotkanie. Ale to tylko wariant, który mógłby się zdarzyć. Tak naprawdę to nigdy do końca nie wiemy, jak się zachowamy w takiej, a nie innej sytuacji. Nie da się wszystkiego zaplanować, i to chyba dobrze, bo dzięki temu jest dużo ciekawiej.
ŚK: Na koniec powiedz kilka słów, by zachęcić naszych Czytelników, żeby kupili Twoją nową płytę.
JS: Cóż mogę powiedzieć, to jest muzyka nocy, muzyka o miłości. Jest idealna na długie wieczory, przede wszystkim niesamotne wieczory, jesienne, kiedy mamy dużo czasu i gdy szybko robi się ciemno. Życzę tej płycie i wszystkim, którzy chcieliby ją mieć, powodzenia. Gdy słucha się tej muzyki wieczorem, odchodzi stres. Wciąga i muzyka, i poetyckie słowa. Mam nadzieję, że zauroczy wszystkich.
ŚK: Jeśli tak, jak Ty mnie dzisiaj, to z pewnością odniesie wielki sukces.