Przez internet można nie tylko zrobić zakupy, zapłacić rachunki czy sprawdzić repertuar kinowy, ale i zakochać się, wyznać sobie miłość, pogadać po przyjacielsku, pokłócić się, a nawet zdradzić.
czyli jak okazywać uczucia przez internet
🙂 Uśmiech
🙂 Uśmiech od ucha do ucha
😉 Żart
😛 Wystawiony język
🙁 Smutek
:`-( Płacz
:-I Powaga
:-* Całusek
:-/ Sceptycznie podchodzę do tej sprawy
:-] Złośliwość, sarkazm
Internet to chyba jedyny we współczesnym świecie kanał komunikacyjny, który nie zna granic geograficznych, językowych czy obyczajowych. Korzystają z niego zakonnicy w klasztorach, studenci w akademikach, biznesmeni w biurach i ciekawe przygód nastolatki w kafejkach internetowych. Gwarantuje anonimowość, niezależność, a nawet poczucie władzy. Bywa również swatką – globalnym biurem matrymonialno-towarzyskim.
W pajęczynie uczuć
Z chwilą pojawienia się w internecie pierwszych czatów, komunikatorów i list dyskusyjnych ludzie zaczęli „przenosić” swoje kontakty towarzyskie w sieć. Tam mogli spotykać się z kimkolwiek tylko zechcieli, a przy tym sami mogli być innymi ludźmi. Anonimowość, którą daje internet zaczęli wykorzystywać w celu ukrywania swoich kompleksów, codziennych zmartwień i małych dramatów. Siedząc przed monitorem w zaciszu własnego domu, rozbudzając fantazję, możemy przecież tworzyć swoje całkiem nowe życiorysy. Takie internetowe spotkania z przyjaciółmi z sieci są swoistą terapią: odsuwamy na bok własną nieśmiałość i słabości i kreujemy się na ludzi, którymi potrafimy być tylko w marzeniach.
Jednak ta internetowa wolność może nas zgubić, gdy stracimy nad nią kontrolę. Samotność, którą chowamy gdzieś w sobie spotęguje się, jeśli zamiast wyjścia do kina ze znajomymi po raz kolejny wybierzemy czat z naszym wirtualnym przyjacielem. Internet, choć daje wielką niezależność, nie stworzył jeszcze narzędzi, które zastępowałyby zwykły ludzki gest, dotyk czy zapach. A przecież nie wszystko można opisać słowami wstukanymi w klawiaturę. Owszem, internet ma swoje tzw. emotikony w postaci określonych symboli obrazujących uśmiech, łzy czy złość, ale nawet tych kilka znaczków nie jest w stanie wyrazić rodzących się w człowieku emocji.
Podążając elektronicznymi ścieżkami możemy napotkać dwa rodzaje internautów. Jedni po prostu traktują e-maile, czaty czy komunikatory jako sposób kontaktowania się z zaprzyjaźnionymi osobami mieszkającymi gdzieś w odległych zakątkach świata. Wówczas internet pełni funkcję podobną do telefonu czy tradycyjnego listu – z tą tylko różnicą, że łączy ludzi błyskawicznie. Tacy internauci prowadzą zazwyczaj tradycyjne, nierzadko bogate życie towarzyskie (internet pomaga poznać im ludzi, których być może nigdy by nie poznali i miejsca, których nie odwiedzą), spędzając mnóstwo czasu w świecie realnym z bliskimi sobie ludźmi. Dla innych jednak sieć bywa jedynym kanałem komunikowania się z innymi. Szczerość i wolność, jaką stwarza im kontakt z wirtualnym rozmówcą, opłacają rezygnacją z pielęgnowania znajomości w „realu”. Jednocześnie rzeczywiste osamotnienie takiego człowieka wzrasta wprost proporcjonalnie do liczby godzin spędzonych przed komputerem. Nagle wszystkie ważne sprawy, poszukiwane dotąd odczucia, wzruszenia, uniesienia nabierają sensu jedynie wobec człowieka, z którym internautę łączy tylko włączony komputer.
Warto pamiętać, że podobnie jak w świecie rzeczywistym, tak i w internecie łatwo trafić na niewłaściwego rozmówcę, który, często świetnie się bawiąc, wzbudza w nas zaufanie, prowokuje do zwierzeń, by potem jednym słowem obrazić, skrzywdzić lub po prostu wyłączyć komputer. To cios dla osób, które w swoim wirtualnym rozmówcy zbyt pochopnie dostrzegły prawdziwego przyjaciela czy co gorsza, przed którym po raz pierwszy w życiu zdobyły się na szczerość i zwierzenia. Odrobina ograniczonego zaufania jest zatem w kontaktach internetowych, przynajmniej w ich wstępnej fazie, najlepszym sposobem na uniknięcie ewentualnego rozczarowania i poczucia porażki. Więc nie zatracajmy się bezgranicznie w sieci i pozwólmy przyjaźni on-line przekształcić się w prawdziwą, pełnozmysłową znajomość w świecie rzeczywistym.
koch@m.pl
Historie podobne do tej z romantycznej komedii „Masz wiadomość” coraz częściej stają się udziałem również polskich internautów. Bo internet pomaga się polubić, zakochać czy oczarować, ale tylko wtedy, kiedy po obu stronach sieci czekają osoby odpowiedzialne, odważne i gotowe na skonfrontowanie swoich dotychczasowych wyobrażeń z rzeczywistością. Jeśli kogoś stać na wystukanie na klawiaturze słowa „kocham”, a mimo to w nieskończoność ukrywa się pod nickiem (pseudonimem), to najlepszy znak, że to tylko internetowa zabawa we flirtowanie. Ale są ludzie, którym nie brakuje odwagi i z drżącym sercem umawiają się na pierwsze spotkanie w realu. Wtedy to wszystko ma jakiś głębszy sens: te maile z czułymi wyznaniami, te animowane uśmieszki czy serduszka można przełożyć na prawdziwe, namacalne emocje. I choć taki związek, podobnie jak te zawarte w nieco bardziej tradycyjnych warunkach, może okazać się rozczarowaniem, to jednak realna konfrontacja jest konieczna, by się o tym przekonać.
Coraz częściej słyszymy o internetowych romansach kończących się przed ołtarzem. Gdyby nie sieć, gdyby nie jakiś czasem zupełnie przypadkowy mail czy czat, ci ludzie mogliby się nigdy nie spotkać, nie poznać i nie pokochać. Internet ich ośmielił, zbliżył i otworzył. Takie są jego możliwości i zalety. Jeśli z nich umiejętnie korzystamy, możemy przeżyć prawdziwą przygodę, zawrzeć szczerą przyjaźń, powiedzieć komuś coś, czego nigdy nie mielibyśmy śmiałości wyznać „oko w oko”, a czasem nawet – zakochać się na całe życie. Ale wszyscy ci, którzy przed komputerem tracą poczucie rzeczywistości, muszą pamiętać, że internet powinien być tylko alternatywną formą kontaktu z drugim człowiekiem, nie zaś jego substytutem. Przecież bez względu na wszystkie niezaprzeczalne zalety tej wielkiej internetowej pajęczyny, nic nie zastąpi naturalnie brzmiącego śmiechu, płaczu czy zapachu kawy, którą można wspólnie wypić siedząc obok siebie.