0,00 zł

Brak produktów w koszyku.

Strona głównaArtykułyWoda z serca rur?

Woda z serca rur?

Opublikowano:

Autopromocja

spot_img

Do napisania tego artykułu skłoniła nas postawa instytucji najbardziej zaangażowanych w poruszaną sprawę: producenta wody Żywiec Zdrój i Instytutu Matki i Dziecka…

Gdyby woda Żywiec Zdrój po jednym dniu od otwarcia butelki płynęła z kranu, Sanepid odciąłby jej dopływ. Tymczasem jest ona sprzedawana w butelkach. W dodatku z przeznaczeniem do spożycia specjalnie przez niemowlęta. Jak to się dzieje, że polskie prawo dopuszcza do tak kuriozalnej sytuacji?

Czy woda przeznaczona specjalnie dla niemowląt może mieć złą jakość? Zdrowy rozsądek podpowiada, że w żadnym wypadku. Nasze testy dowodzą czegoś zupełnie innego.

Nie nadawałaby się na kranówę

W pierwszym z testów, wykonanym w zeszłym roku („Świat Konsumenta” nr 6/2002) spośród 14 wód niegazowanych produkty Żywiec Zdrój i Arctic miały największą liczbę drobnoustrojów. Najnowszy test („Świat Konsumenta” nr 6/2003) pokazał, że sytuacja się powtarza: znów najwięcej bakterii zawierają Żywiec Zdrój i Arctic. – Te bakterie nie są oceniane jako chorobotwórcze – tłumaczy dr Teresa Latour, kierownik Zakładu Tworzyw Uzdrowiskowych Państwowego Zakładu Higieny. Rzeczywiście bakterie psychrofilne i mezofilne – bo to o nich właśnie mowa – do chorobotwórczych nie należą. Ale cóż z tego, skoro ich zawartość jest wielokrotnie wyższa niż dopuszcza się w wodzie wodociągowej z kranu! A przecież nie bez powodu ustalono ograniczenie liczby tych bakterii w wodzie kranowej. Gdyby nie istniały jakiekolwiek przeciwwskazania dla ich wysokiej zawartości w kranówce, to przecież nikt nie wydawałby prawa, które ich zakazuje…

Nad tym, aby woda, która płynie w naszych kranach, nadawała się do użytku, czuwa Sanepid. Jego przedstawiciele mogą zamknąć ujęcie wody, jeśli okaże się, że nie spełnia ona wymaganych standardów jakości. Aby więc upewnić się co do tego, jaki los czekałby wody Żywiec Zdrój i Arctic, gdyby płynęły w kranie, udaliśmy się do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie z wynikami badań mikrobiologicznych tych wód i spytaliśmy: „Jeśli woda wodociągowa miałaby 55 tys. lub 230 tys. bakterii (odpowiednio tyle właśnie wykryto w obu wodach butelkowanych), to czy Sanepid odciąłby jej dopływ w kranie?” Odpowiedź była krótka: „Według rozporządzenia Ministra Zdrowia woda by się nie nadawała”.

Nie rozdmuchiwać tej sprawy?

Kiedy matka wybiera wodę dla małego dziecka, w szczególności kieruje się tym, żeby produkt był jak najzdrowszy, a już na pewno – bezpieczny. Na pierwszy rzut oka wrażenie takie sprawia Żywiec Zdrój. Na etykiecie widzimy zdjęcie matki tulącej swoje maleństwo. Oboje roześmiani – wręcz tryskają zdrowiem. Na pewno czują się tak po spożyciu Żywca Zdroju – myśli sobie matka-konsumentka. I wkłada wodę do koszyka. Jak to więc możliwe, że kiedy otwiera butelkę, w środku znajduje się 120 bakterii mezofilnych. Następnego dnia jest ich już 56 tys. – tak wynika z badań przeprowadzonych w ramach naszego testu, do którego wybraliśmy, podobnie jak matka-konsumentka, pierwsze lepsze butelki wód ze sklepowej półki. I choć bakterie, o których mowa, chorobotwórcze nie są, to – jak dowiedzieliśmy się w PZH – w przypadku niemowląt mogą powodować zaburzenia żołądkowo-jelitowe. Czyżby zatem śliczny bobasek na etykiecie to nic innego, jak tylko chwyt reklamowy? Czyżby producentowi nie miało tu wcale chodzić o zdrowie niemowląt, a jedynie o zwiększenie sprzedaży? Czyżby chciał osiągnąć ten cel kosztem matek, które dały się skusić właśnie tym zdjęciem bobaska i uwierzyły w to, że Żywiec jest naprawdę najlepszą wodą dla ich pociech?

Producent zamieścił jeszcze jeden istotny element na etykiecie Żywca, dzięki któremu woda zyskuje zaufanie mam. Być może jest to nawet najbardziej istotny zabieg, aby je zyskać. Otóż chodzi o napis: „Woda dopuszczona przez Instytut Matki i Dziecka do spożycia przez niemowlęta”. Dlaczego Instytut, cieszący się przecież sporym autorytetem, pozwala na sygnowanie swoją nazwą produktu o podwyższonej zawartości bakterii? Usiłowaliśmy dowiedzieć się tego od przedstawicieli IMiD. Niestety powtórzyła się sytuacja z zeszłego roku, kiedy to również opisywaliśmy sprawę Żywca i Instytutu („Świat Konsumenta” nr 7/2002) – Instytut ponownie nie znalazł czasu na udzielenie nam odpowiedzi. Podczas gdy rok temu usłyszeliśmy od doc. Zofii Rudzkiej-Kańtoch po prostu: „Proszę napisać, że utrudniam pracę dziennikarza!”, tak teraz dr Halina Weker, kierownik Zakładu Żywienia IMiD powiedziała nam: „Nie ma żadnej potrzeby rozdmuchiwać tej sprawy. Nie chcę po prostu tracić na to czasu”. Komentarz jest tu chyba zbędny, tym bardziej, że jako instytucja państwowa IMiD ma obowiązek udzielania informacji prasie.

Zniszczyć bakterie

Dlaczego zatem tak się w Polsce dzieje, że możemy kupić wodę, którą IMiD dopuszcza dla niemowląt i której reklama wykorzystuje zaufanie konsumenta do autorytetu tej instytucji, podczas gdy woda ta ma mierną jakość? Tego możemy się już tylko domyślać.

A wystarczyłoby, żeby na etykiecie Żywca znalazła się informacja o konieczności przegotowania wody przed podaniem niemowlęciu. Wtedy bakterie zostałyby zniszczone, a dziecku nic by nie groziło. Wtedy też nikt nie mógłby mieć zarzutów do producenta, że naraża zdrowie swoich najmniejszych konsumentów. – Ja bym dla swojego dziecka wodę przegotowała – zastrzega Teresa Latour. A jaką wodę by mu podała? – Według mnie optymalna woda dla maleńkiego dziecka to taka, która zwiera nie więcej niż 250 mg/l rozpuszczonych składników mineralnych, przy czym zawartości sodu, chlorków i siarczanów są niższe niż 20 mg/l, zawartość azotanów niższa niż 10 mg/l i azotynów niższa niż 0,02 mg/l. Czy podałabym swojemu dziecku Żywca Zdrój? Owszem.

Jeśli sam producent nie zadbał o zamieszczenie stosownej informacji o przegotowaniu wody, mógłby zrobić to IMiD. Dlaczego i on tego nie dopilnował? – Matka niemowlęcia doskonale zna zasady higieny. Czyta publikacje, które są przeznaczone dla rodziców małych dzieci – twierdzi Halina Weker. Ale czy rzeczywiście każda matka wie, że wodę, którą dopuszcza IMiD, trzeba najpierw jeszcze przegotować?

Co dzieje się w wodzie?

a kogo może liczyć konsument w sytuacji podobnej do tej z wodą Żywiec Zdrój? Kto dopilnuje tego, żeby produkty spełniały wymagania jakościowe? Po pierwsze to zdanie PZH. To on bada produkty, zanim zostaną dopuszczone na rynek. A co dzieje się z nimi potem? – Częstotliwość badań w toku produkcji nie jest określana w aktualnych przepisach (Rozp. Min. Zdr., Dyrektywy UE, PN) jako obligatoryjna. Natomiast producent powinien wykonywać badania z taką częstotliwością, aby wytwarzany produkt spełniał określone wymagania jakości – wyjaśnia Teresa Latour. – W dawnych normach wymagane było wykonywanie pełnej analizy wody co najmniej raz w roku, ale to nie jest obowiązkowe. Szereg firm posiada własne laboratoria, w których wykonuje kontrolne badania fizykochemiczne i mikrobiologiczne dla każdej partii produktu – dodaje. Tyle że konsumenta nie interesują własne badania firm, jego interesuje efekt końcowy – żeby woda, którą wypija, miała przyzwoitą jakość.

Po drugie kontrola jakości produktów, które lądują w koszyku konsumenta, należy do Sanepidu. Obie te instytucje badają jednak tylko to, co jest przewidziane w stosownym przepisie prawnym. Tymczasem prawo nie stawia żadnych wymagań co do ogólnej liczby bakterii mezofilnych i psychrofilnych dla wody butelkowanej, kiedy ta ląduje na naszym stole. Jak to możliwe? Otóż rozporządzenie Ministra Zdrowia ustala maksymalny poziom bakterii jedynie bezpośrednio po rozlaniu wody do butelek (wynosi on odpowiednio 20 i 100) – do 12 godzin od napełnienia. Ale do kogo z nas woda trafia tak szybko? Zresztą okres jej przydatności do spożycia wynosi rok. A więc to, co dzieje się w niej w tym czasie pod względem mikrobiologicznym, ustawodawcę nie interesuje. Dlaczego? Spytaliśmy o to w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. – Badania mikrobiologiczne prowadzone w Instytucie Pasteura w Paryżu na zlecenie WHO wykazują, że w wodzie niegazowanej po rozlaniu do opakowań jednostkowych może nastąpić w ciągu kilku dni intensywny rozwój mikroflory do wielkości równych 104-105. Badania tych wód nie wykazały szkodliwości dla zdrowia – odpowiada Maria Suchowiak, Dyrektor Departamentu Higieny Żywności, Żywienia i Przedmiotów Użytku. Jednak w przypadku Żywca Zdroju mamy do czynienia z wodą przeznaczoną specjalnie dla niemowląt. A ich zdrowie może ucierpieć od tak rozwiniętej mikroflory.

Czy w innych krajach bardziej dba się o konsumenta? Przepisy prawne dotyczące jakości wody są w Unii Europejskiej podobne do naszych. Mimo to we Francji na przykład wycofano ostatnio z obrotu 2 mln litrowych butelek wody mineralnej Quezac. Według oświadczenia jej producenta, Nestle Waters France, woda nie spełniała wymagań sanitarnych, ponieważ badania wykazały, że znajdują się w niej pewne ilości bakterii z grupy aeruginosa. Wodę wycofano, mimo że szkodliwość tych bakterii dla zdrowia jest znikoma. Wycofanie wody ze sprzedaży miało według producenta charakter czysto profilaktyczny. W Polsce trudno wyobrazić sobie podobną sytuację. U nas zapewne producent prędzej udawałby, że nic się nie dzieje niż wycofał produkt. Tymczasem posunięcie francuskiego producenta wody w efekcie bardzo mu się opłaciło. Najnowsze dane mówią o zwiększeniu sprzedaży wody Quezac – po prostu w oczach konsumentów wzrosła wiarygodność firmy.

Dla (dez)orientacji

Jedne z najgorszych wyników badań mikrobiologicznych Żywca Zdrój, wody zalecanej dla niemowląt, nie były jedyną przyczyną tego, że znalazła się ona na ostatniej pozycji w naszym teście. Kolejna sprawa to duże rozbieżności między faktycznym składem mineralnym a tym, który deklaruje na etykiecie producent. – Różnicę między deklarowanym a faktycznym składem chemicznym wody też reguluje rozporządzenie. Te różnice w przypadku składników niecharakterystycznych dla danej wody (czyli takich, które nie decydują o stopniu jej mineralizacji) mogą być nawet większe, na przykład dwudziestoprocentowe – wyjaśnia Teresa Latour. Tyle że na etykiecie Żywca producent pomylił się między innymi aż o 80% podając ilość kationu sodu i o 46% jeśli chodzi o kation wapnia. Jak zapewnia Teresa Latour, te wahania w przypadku Żywca nie wpłyną z fizjologicznego punktu widzenia na jakość wody pod względem zdrowotnym. Na jakość wody może nie, ale wpłyną zapewne na decyzję konsumenta, który mając w sklepie wybór różnych wód, wybierze tę, której faktyczny skład chemiczny zgadza się z opisem.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że na wodach źródlanych, a taką właśnie jest Żywiec Zdrój, producent nie ma obowiązku podawania składu chemicznego. Wystarczy, że na etykiecie znajdzie się stopień ogólnej mineralizacji. Po co więc na opakowaniu Żywca podany jest szczegółowy skład, skoro i tak ma on niewiele wspólnego z rzeczywistością? Konsumentowi taki opis nic nie daje. A wręcz przeciwnie – wprowadza go w błąd. – Skład jest podany dla orientacji konsumenta – twierdzi Teresa Latour. Tylko o jakiej orientacji może tu być mowa, skoro producent podał zupełnie inne wartości składników niż występujące w wodzie.

Co więcej, na etykiecie Żywca Zdroju, pod składem chemicznym, widnieje napis: „Badania PZH Instytut Naukowo-Badawczy Poznań, 02.03.2001 r.”. Czy fakt, że PZH podpisuje się pod błędną deklaracją, nie podważa jego wiarygodności? – Ja podpisuję się pod oceną i kwalifikacją rodzajową wody, którą oceniałam i stwierdziłam, że nadaje się do produkcji – tłumaczy Teresa Latour. – Ale nie mogę odpowiadać za jakość każdej wody w butelce. Nie odnoszę tego napisu do konkretnej butelki – dodaje. Nie zmienia to jednak faktu, że podpis PZH mimo wszystko widnieje na konkretnej butelce. Również na tej, której zawartość zbadaliśmy i okazało się, że podany skład chemiczny nie zgadza się z rzeczywistością.

* * *

Pierwszymi osobami, z którymi chcieliśmy porozmawiać podczas przygotowywania tego artykułu, byli oczywiście przedstawiciele stron – jak mogłoby się wydawać – najbardziej zainteresowanych sprawą: firmy Żywiec Zdrój i Instytutu Matki i Dziecka. Tymczasem to właśnie oni nie chcieli rozmawiać. Abstrahując już od tego, że mają obowiązek udzielania prasie odpowiedzi na zadane pytania, można tylko domyślać się, dlaczego tym razem odmówili. Nie mają nic do powiedzenia? Nie potrafią wytłumaczyć tej całej sytuacji z wodą o podwyższonej liczbie bakterii, a mimo to dopuszczonej do spożycia przez niemowlęta?

Magdalena Potocka-Rak, rzecznik prasowy Danone’a, do którego należy Żywiec Zdrój, nie odpowiedziała na zadane jej pytania (w większości związane z zamieszczoną na butelce informacją IMiD o przeznaczeniu wody do spożycia przez niemowlęta). Dlaczego? Możliwości jest kilka: niezrozumienie pytań, nieumiejętność odpowiedzi na pytania być może zbyt trudne? Ta druga ewentualność wydaje się bardziej prawdopodobna, aczkolwiek kto powinien w pierwszej kolejności bronić argumentów firmy, jeśli nie jej rzecznik prasowy? W tym wypadku to nie nastąpiło. Przysłano nam jedynie oświadczenie, w którym znalazł się między innymi opis wody Żywiec Zdrój i procesu jej produkcji oraz próba podważenia wyników opublikowanego przez nas testu. Znalazła się w nim także oferta zorganizowania dla naszej redakcji spotkania z ekspertami z dziedziny kontroli jakości wód. Jednak z naszego testu wynika, że takie spotkanie bardziej przydałoby się przedstawicielom Żywca Zdroju… Poza tym publikowanych w „Świecie Konsumenta” testów nie robi redakcja, tylko naukowcy i akredytowane laboratoria. Na nasze wątpliwości co do adekwatności treści oświadczenia do naszych pytań Magdalena Potocka-Rak kilka razy zapewniła jeszcze, że odpowiedziała na każde z nich. – Tak więc niespecjalnie widzę problem w moich odpowiedziach – skwitowała temat.

Instytut Matki i Dziecka także niewiele nam wyjaśnił. Nie znaleziono czasu na rozmowę z nami ani wtedy, kiedy zadzwoniliśmy do Instytutu, ani w przyszłości. Na koniec usłyszeliśmy tylko rzucaną słuchawkę.

Zaskakująca była też reakcja przedstawicielki Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie, ale dopiero w momencie, kiedy dowiedziała się o celu naszej wizyty: – Pani jest nieuczciwa, bo przychodzi pani jako konsument, a jest pani dziennikarką! – usłyszeliśmy. Czyli co to oznacza? Że są dwie prawdy: inna dla konsumenta, a inna dla prasy? I to niby ma być uczciwe?

Najnowsze Artykuły

WIĘCEJ PODOBNYCH

Zbadaliśmy pestycydy w pomidorach z Lidla i Biedronki

Po teście jabłek kolej na pomidory. Okazuje się, że one również zawierają pozostałości pestycydów....

Jabłka z Lidla gorsze niż z Biedronki

Fundacja Pro-Test wykryła aż dziewięć różnych pestycydów w jabłkach z Lidla. W jabłkach z...

Test słuchawek: Od ucha do ucha

14 SŁUCHAWEK NAUSZNYCH W TEŚCIE: Test słuchawek wyłonił najlepsze modele. Okazuje się, że za...