Planujesz spędzić zimowy urlop na nartach we Francji? Będziesz musiał sięgnąć głęboko do kieszeni. Za to narciarze w polskich górach zapłacą najmniej – wynika z porównania cen w restauracjach i barach na europejskich stokach. Ale uwaga – wypadliśmy najgorzej pod względem bezpieczeństwa i oznakowania tras.
Sporty zimowe są drogie. Najpierw musimy zaopatrzyć się w sprzęt narciarski lub snowboardowy. A ten do tanich nie należy. Ale to dopiero początek wydatków: dojazd w góry, noclegi, wyciągi… Na stoku zaś trzeba regenerować siły. Dlatego posiłek w przerwie między jednym zjazdem a drugim to konieczność. Chętnie korzystamy wtedy z tego, co oferują nam restauracje i bary przy trasach narciarskich. Tutaj, jak się okazuje, też musimy zostawić sporo pieniędzy. Aby dowiedzieć się, ile dokładnie, niemiecki automobilklub ADAC porównał ceny w takich przybytkach na 20 popularnych europejskich stokach. Czego dowiedzieliśmy się z tego porównania? Cóż, najdroższe jest stołowanie się na stokach we Francji. Dobra wiadomość dla nas jest taka, że w Polsce narciarze zjedzą na stoku najtaniej.
Na spaghetti do Szklarskiej Poręby
Żeby sprawdzić, gdzie na jedzenie i picie narciarze wydają najwięcej, a gdzie najmniej, porównano ceny chętnie kupowanych przekąsek i napojów: frytek z keczupem, spaghetti bolognese, wody, coli i kawy cappuccino. Średnia cena porcji spaghetti z 40 restauracji na europejskich stokach kosztowała 8,45 euro, przy czym we Francji trzeba było za nią zapłacić 13,25 euro, czyli niemal pięć euro powyżej przeciętnej. W jednej z restauracji we francuskim Val d’Isère spaghetti kosztowało aż 16 euro. Najmniej zaś porcja spaghetti kosztowała w Polsce i Czechach. Na stoku Szrenicy w Szklarskiej Porębie zapłacimy za nią jedyne 2,50 euro. To aż o 13,50 euro mniej niż w najdroższej restauracji z testu. Zresztą polska Szrenica wypadła najtaniej pod względem wszystkich testowanych dań i napojów. Co ważne, niska cena nie wynikała wcale ze złej jakości serwowanych potraw. Testerzy z ADAC chwalili sobie naszą kuchnię.
Przykład od najlepszych
Chwalili sobie też przyjazną i nawet mówiącą po niemiecku obsługę na stokach. Ale na tym pozytywne wrażenia z Polski się kończą. Wszystko inne badacze z ADAC ocenili na najniższą notę – niedostateczną. Począwszy od wyciągów krzesełkowych jedynie dwuosobowych, których lata świetności już dawno minęły, poprzez niebezpieczne miejsca na stoku, takie jak: niezabezpieczone skrzyżowania tras i zwężenia, zniszczone zabezpieczenia słupów czy niezagrodzone nieprzejezdne miejsca, a nawet przepaście, aż po nieporządek we wsiadaniu i zsiadaniu z wyciągu. To wszystko pozostawia wiele do życzenia w kwestii bezpieczeństwa narciarzy i snowboardzistów na Szrenicy.
Warto brać przykład od najlepszych, czyli od austriackiego stoku Planai w miejscowości Schladming. Co prawda na spaghetti wydamy tam ponad 8 euro, ale za to pod względem bezpieczeństwa i oznakowania ten rejon spisał się na piątkę.
Miłym zaskoczeniem okazał się stok w Szpindlerowym Młynie w czeskich Karkonoszach, który oferuje narciarzom i snowboardzistom lepsze warunki niż niejeden kurort alpejski – chociażby znany austriacki region St. Anton w Arlberg, szwajcarski Scuol czy Val d’Isère we Francji, które w teście ADAC wypadły zaskakująco słabo. Na przykład w St. Anton trzeba było zostawić samochód daleko od wyciągu, co zmusza narciarzy do długiego marszu z całym sprzętem na ramieniu. Co więcej, skipas dla rodziny okazał się tutaj stosunkowo drogi, bo nie przewidziano żadnych zniżek. Z kolei w Scuol była wysoka opłata parkingowa. Co ciekawe, badacze z ADAC uznali, że zdecydowanie przepłacili za jedzenie i napoje na stoku w Val d’Isère, a w dodatku w ogóle im ono nie smakowało.