Nareszcie! Po miesiącach wytężonej pracy; ślęczenia przy komputerze, zmęczonych oczu i skrzywionych pleców; stresu, bo ciągle coś ma być na wczoraj i niedosytu, bo ciągle nie ma sił na konieczny remont w domu… upragniony urlop, wakacje, po prostu wolny czas! Jak go wykorzystać? Warto się nad tym zastanowić, bo dobrze spędzone wakacje mogą nam naładować akumulatory na trudne jesienno-zimowe miesiące. A jak wynika z badań, nie zawsze nam się chce nad urlopem pogłowić.
Tylko co trzeci Polak spędził w ubiegłym roku urlop poza domem (CBOS, grudzień 2005). Dwie trzecie z nas w ogóle nie opuściło swoich czterech kątów w czasie wolnym, tłumacząc się przede wszystkim brakiem pieniędzy. Tymczasem, jak mówią specjaliści, zmiana środowiska („”społecznego i ekologicznego””) i wyjazd poza miejsce zamieszkania na co najmniej tygodniowy wypoczynek to rzecz konieczna, by w pełni zregenerować swoje siły psychiczne i fizyczne.
Polacy, którzy jednak zdecydowali się na wyjazd, wypoczywali z reguły w kraju (80%) – zwykle u rodziny lub znajomych (47%), rzadziej na wynajętej kwaterze (34%). Za granicą z kolei chętniej spędzaliśmy czas wolny na indywidualnych eskapadach niż wyjazdach zorganizowanych przez biura podróży.
WIEK PODRÓŻY
A przecież jeśli podróżować, to właśnie teraz! Nigdy dotąd człowiek nie miał tak wspaniałych warunków do podejmowania najodleglejszych nawet i najbardziej egzotycznych wypraw. – W 1950 r. granice swojego kraju na ponad 24 godziny przekroczyło 25 mln ludzi na świecie, a w roku 2000 – 28 razy więcej, 697 mln. A w Polsce? W 1954 r. wyjechało z Polski 16 tys. osób, a w 2002 – 19 mln, czyli 1188 razy więcej. Ten skok dokonał się w ciągu dwóch-trzech pokoleń – zwraca uwagę prof. Krzysztof Podemski z Instytutu Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Co spowodowało fenomen masowych podróży? – Swobody polityczne, brak światowych wojen, wzrost zamożności, rozwój lotnictwa i motoryzacji – wylicza ekspert, autor „”Socjologii podróży””.
– W Polsce znacznie mniej osób wyjeżdża na wakacje, w tym na wakacje zagraniczne, niż w krajach starej Unii – zauważa prof. Podemski. – Decyduje o tym parę kwestii. Przede wszystkim fakt, że wycieczki do Egiptu, Grecji czy Hiszpanii są nadal relatywnie droższe dla Polaków niż dla Niemców, Anglików czy Holendrów.
Pewne znaczenie ma też mniejsze obycie w świecie i lęk mówienia w obcych językach. – Przeprowadzałem kiedyś badania wśród pilotów wycieczek zagranicznych. Twierdzili oni, że obserwują ciekawe zjawisko: polscy uczestnicy wycieczek, gdy pilot oferuje im na przykład dwie godziny wolnego czasu, z reguły kręcą się w pobliżu, bo… boją się zgubić i pytać o drogę – opowiada ekspert. Z kolei z obserwacji tzw. rezydentów, czyli osób opiekujących się urlopowiczami w miejscu ich pobytu za granicą, wynika, że ci Polacy, którzy już wyjechali na wypoczynek, wykupują znacznie więcej tzw. fakultatywnych wycieczek niż „”starzy Europejczycy””. – Wolą gorzej zjeść i spać w hotelu niższej kategorii, ale więcej zobaczyć. To oczywiście efekt, tego, że przez lata mogliśmy tylko marzyć o zwiedzaniu świata. Jesteśmy go zatem bardziej ciekawi – komentuje prof. Podemski. – Niemcy czy Anglicy, którzy są w Egipcie czy na Krecie po raz kolejny, piją drinki, kąpią się w basenie, często nie wychodzą poza hotel. Polacy zaś wstają w środku nocy, aby pojechać do Kairu i Luksoru albo popłynąć na Santorini.
Według danych Instytutu Turystyki, w pierwszych ośmiu miesiącach 2005 r. Polacy uczestniczyli w 4 mln turystycznych podróży za granicę. Najczęściej odwiedzaliśmy Niemcy, potem Słowację, Austrię, Czechy i Włochy oraz Chorwację, Francję, Holandię i Wielką Brytanię. Celem połowy tych podróży była typowa turystyka. Co pozytywne, zdecydowanie wzrosła w ciągu ostatnich dwóch lat liczba podróży lotniczych: w 2004 roku – o 37,2%, a w 2005 – o 47,3%. Wpływ na to mają oczywiście funkcjonujące od niedawna na polskim rynku tanie linie.
PODRÓŻ CIĘ PRZEMIENI
Dlaczego w ogóle warto ruszać się z domu? Oczywiście nie tylko dlatego, że jest to warunek zregenerowania sił i dobrego wypoczynku. To także okazja do zdobycia nowych doświadczeń. – Turysta zmienia się pod wpływem wojażowania na lepsze – zapewnia prof. Lucjan Turos, kierownik Zakładu Turystyki Edukacyjnej w Wyższej Szkole Pedagogicznej Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. – Podczas podróży poznaje na przykład, jak złe mogą być następstwa ksenofobii. Polak naśmiewający się z Rosjan może po przyjeździe do Niemiec przekonać się, że… i z niego ktoś inny się naśmiewa.
Zmieniamy się również obcując z dziełami sztuki. – Kilka lat temu w warszawskim Muzeum Narodowym pokazywane były dzieła Caravaggia, wypożyczone z Watykanu. Przeprowadziłem wówczas wiele rozmów ze zwiedzającymi, którzy przygotowywali się do wejścia stojąc w wielkiej kolejce i innymi, którzy już obrazy obejrzeli. Niektórzy przyjechali z daleka, by je zobaczyć – pamiętam na przykład nauczyciela z Głogowa. Podobnie jak inni, zapewniał on, że było warto. Caravaggio go przemienił – relacjonuje profesor. – O tym, że podróże kształcą wiadomo zresztą nie od dziś – już w najsłynniejszej uczelni starożytnej, Akademii Platońskiej wycieczka była ważną formą dydaktyczną – przypomina prof. Turos.
– Samo uprawianie turystyki z prawdziwego zdarzenia też jest sztuką – dodaje ekspert. W Danii istnieją „”wędrujące uniwersytety ludowe”” kształcące dorosłych. Ich studenci najpierw przygotowują się do podróży, co trwa czasami nawet trzy miesiące, po czym wyruszają na czteromiesięczną wyprawę. Owocem tych eskapad są niemal profesjonalne albumy, filmy i opracowania książkowe o kulturze zwiedzanego kraju, kupowane następnie w duńskich szkołach.
Do urlopu warto więc dobrze się przygotować – nie tylko kupując nową walizkę, modne okulary przeciwsłoneczne czy najlepszy krem do opalania. By coś ciekawego nas nie ominęło, warto przejrzeć przewodniki na temat miejsca, które chcemy zobaczyć, albumy z obiektami zabytkowej architektury, malarstwa, rzeźby i rzemiosła artystycznego z danego regionu. I zrobić dobry plan!
WYCIECZKA ZA GROSZE
Polacy, którzy nie podróżują, często tłumaczą to brakiem pieniędzy. Rzeczywiście podróże zagraniczne są dość drogie: według danych Instytutu Turystyki, taka podróż kosztowała nas w 2005 r. średnio 1620 zł. W przypadku podróży krajowych wydatki były już znacznie mniejsze: 690 zł na wyjazd pięciodniowy i dłuższy. Prof. Turos przekonuje jednak, że to nie pieniądze są w tej kwestii najważniejsze. – To raczej sprawa filozofii spędzania wolnego czasu. Ważny jest pomysł. Człowiek światły, który chce się rozwijać, zamiast dalekich i kosztownych wycieczek, może wybrać te bliższe, po okolicy; aby poznać swoją małą ojczyznę – argumentuje. I dodaje, że do interesującego miejsca można dostać się i zwykłym – miejskim lub podmiejskim – autobusem. – Warszawiakom polecam na przykład tężnie w Konstancinie. Wcale nie trzeba jechać do Ciechocinka, by takie tężnie zobaczyć i pooddychać powietrzem nasyconym jodem.
Oczywiście oprócz tych, którzy marzą o dalekich wyprawach, ale nie mają pieniędzy, są też tacy, których stać na wyjazdy, lecz po prostu nie lubią podróżować. – Nie lubią zmian, zamieszania związanego z wyjazdem, zmiany rutyny, kuchni, klimatu i tej całej atmosfery, którą dobrze oddaje niemieckie słowo Reisefieber (dosłownie: „”gorączka związana z podróżą””) – opisuje prof. Podemski. Każdy ma przecież prawo, by czuć się najlepiej… we własnym domu.