Dorota Staszewska, jedenastokrotna zwyciężczyni Mistrzostw Świata i Olimpijka z Atlanty, dziś jest na niesamowitym zakręcie życiowym… Kręgosłup nie pozwolił na dalsze uprawianie windsurfingu i etap szesnastoletniej kariery sportowej właśnie się zakończył. Teraz medalistkę pochłaniają plany zawodowe i… kobieca strona życia, czyli uzupełnianie szafy.
Świat Konsumenta: W tym roku zdecydowałaś się wycofać z kariery sportowej. Sama podjęłaś tak przełomową decyzję czy za namową brata Grzegorza, od którego zaczęła się Twoja przygoda z windsurfingiem?
Dorota Staszewska: Brat bardzo się o mnie martwił, tak jak i moi rodzice. W maju zeszłego roku okazało się, że mój kręgosłup jest w opłakanym stanie. Musiałam przejść sześciomiesięczną rehabilitację i tu chciałam podziękować panu dr. Robertowi Jonakowi za fantastyczną opiekę. W grudniu poleciałam jeszcze na Mistrzostwa Świata do Australii. Wszyscy bardzo się martwili, co ze mną będzie. Dyskopatia jest taką ,,cykającą bombą zegarową”, zawsze może się odezwać…
ŚK: Kiedyś twierdziłaś, że przerwanie kariery sportowej Cię przeraża.
DS: Dotarło to do mnie kilka miesięcy później. Byłam przemęczona zeszłoroczną walką: rehabilitacją z jednej strony i treningami do mistrzostw z drugiej. Zaczęłam też studia podyplomowe. Mój grafik był napięty i nie miałam czasu o tym myśleć. W styczniu wiedziałam, że to koniec i… choć serce ściskało, wówczas właściwie odczułam ulgę.
ŚK: Naprawdę?
DS: Tak. Uzmysłowiłam sobie, że coś się skończyło i jestem na niesamowitym zakręcie życiowym. 16 lat pływałam na desce… Przez wiele lat żyłam ogromnymi marzeniami sportowymi, miałam określone cele i życie ułożone wokół sportu. Nie miałam większych zmartwień, nigdy nic złego mnie nie spotkało. I nagle… Stanęłam przed samą sobą z pytaniem: czy mam szansę odnaleźć się na tyle, by czerpać z czegoś taką radość i satysfakcję jak z pływania na desce? To był taki lekki szok…