Mając za sobą rozliczenie rocznego haraczu, z pełnym zaufaniem do swojego zdrowego rozsądku chce się niekiedy skorzystać z pieniędzy zainwestowanych w obywatelski obowiązek.
Lata spędzone w szkolnej ławie pozwalają czytać ze zrozumieniem, więc, aby dowiedzieć się, co przysługuje za pół roku pracy, z zapałem oddajemy się lekturze konstytucji, ustaw, rozporządzeń, zarządzeń, komunikatów, kodeksów, deklaracji, regulaminów, norm i wszelkich innych zasad regulujących stosunek obywatela do władzy i odwrotnie. Wszystko zgrabnie układa się w spójną całość. Jest prawo przestrzegane przez obywateli i władze publiczne, są przepisy wykonawcze egzekwowane przez służby nadzoru i kontroli, są niezawisłe sądy i trybunały, które stają po stronie pokrzywdzonej przez naruszenie prawa. Ponieważ sami prawa przestrzegamy i podatki co do grosza płacimy, mamy głębokie przekonanie, że to, co zapisane i zapłacone nam się po prostu należy. Nic bardziej błędnego! Czeka nas szok. Zderzenie z rzeczywistością najczęściej kończy się traumą trwale wpływającą na nasze zdrowie psychiczne. Jak ogień w suchym lesie szerzą się nerwice i depresje w następstwie zawiedzionych oczekiwań Polaków co do skuteczności aparatu państwa w rozwiązywaniu codziennych problemów.
Zabawa bronią
Co innego rozwiązania problemów odłożonych w czasie, w praktyce niesprawdzalne. Kiedy nad głową krąży „jaszczomb”, wiemy że za miliardy dolarów, kupiliśmy sobie niepodległość, a nie jakiś hałaśliwy złom, no chyba, że mieszkamy w Krzesinach. Z niezachwianą wiarą w czyste intencje elit, brniemy dalej i jesteśmy gotowi oddać nawet kilkumiesięczny zarobek na cel tak szczytny jak niezależność pod każdym względem, czy to polityczna, czy też energetyczna. Zagrożenia są jasno nakreślone przez polityków, więc bez oporu płacimy na tarczę antyrakietową i elektrownię atomową. Z poświęceniem bieżących wydatków na zwykłe przeżycie inwestujemy w świetlaną przyszłość. To nic, że jak dotychczas szczytem sukcesu w umacnianiu niezależności politycznej jest podpisanie oberkonstytucji, a w zabiegach o niezależność energetyczną – zalanie kopalń węgla. Chłopcy lubią bawić się bronią. W naszym domu bez klamek to psychiatra przybiera pozę Napoleona, ale nie potrafi dopilnować korpusu kolonialnego, który helikopterami atakuje świstaki w Wysokich Tatrach. Milionom ludzi w zamian za dostęp do leczenia nerwic, depresji, a nawet psychoz, rządząca partia chce dać do ręki broń palną. Przypomina się hasło ze stanu wojennego: pomóż partii i spałuj się sam.
Nic jednak nie zmąci naszego zaufania do ojców narodu. Nawet ich wzajemne oskarżenia o pomieszanie zmysłów. Jakże ciekawe propozycje lekarskich orzeczeń płyną z ust rzecznika rządzącej partii w stosunku do głowy państwa: alkoholizm, choroba Alzheimera, Parkinsona i inne modne choroby, które zdaniem dyżurnego diagnosty kraju łatwo rozpoznać, sięgając do zasobów naukowych kilku gazet. Wśród spin doktorów pałacu prezydenckiego ewidentnie brak psychiatry, stąd w rewanżu nie słychać o hebefrenii, charakteryzującej się zachowaniem wyzywającym, wesołkowatością, brakiem dystansu, dowcipkowaniem, atakami śmiechu bez powodu oraz ordynarną mową i gestykulacją. Niespójność i absurdalność zachowania, urojenia, które nie tworzą usystematyzowanej całości, składają się na złe rokowanie w tej postaci schizofrenii, zwanej zdezorganizowaną. Rozrywkowi hebefrenicy cieszą się popularnością w swoim młodzieżowym środowisku. Niezależnie od tła, którym bywa choroba, patologiczna cecha osobowości, czy też zwykły cynizm, pajacowaniu każdy polski polityk powie „yes, yes, yes”, bo to największa łyżka do konfitur. Najbardziej kabaretowym jednak pomysłem na odparcie oskarżeń o chorą głowę naszego państwa jest zapowiedź wydania komunikatu o stanie jej zdrowia. Natychmiastowa reakcja opinii publicznej z góry podważa wiarygodność wszelkich orzeczeń lekarskich dotyczących tak ważnej persony. Od pojawienia się przypadku pomroczności jasnej w rodzinie mędrca na miarę współczesnej Europy, ludzie dobrze wiedzą, że pod naciskiem władzy i/lub pieniądza, uprawniony lekarz podpisze się pod każdym zaświadczeniem wedle życzenia. O tym, że bumerang może wrócić, należało pomyśleć wcześniej i nie prowadzić do upodlenia zawodu zaufania publicznego.
Zmielone opony na boiska
O zdrowie dygnitarzy martwią się wszyscy, niestety bez wzajemności. Wyjątkiem jest tu sam premier, który w trosce o zdrowie młodych Polaków zapowiedział w sejmowym expose zbudowanie w każdej gminie boiska ze sztuczną trawą. Jak obiecał, tak zrobi. Toż to prawdziwy cud! Raz położona sztuczna trawa jest pięknie zielona, równo przystrzyżona i wprost zaprasza do uprawiania sportu. A sport to zdrowie. Sztuczna trawa powstaje ze zmielonych opon samochodowych. Przekształcanie tych uciążliwych odpadów w pokrycie boisk sportowych zawiera uwielbianą przez polityków nutkę popisowej odkrywczości: patrzcie, jak ja kocham ekologię i sport, jak ja to umiem pogodzić. Wolnego. Nie dajmy się ponieść fantazjom. Eksperymenty z organizmami genetycznie modyfikowanymi i biopaliwami, które doprowadziły do głodu na świecie aż nadto wystarczą do otrzeźwienia. Badania przeprowadzone w 2007 r. przez Environment & Human Health, Inc. (EHHI) z North Haven w stanie Connecticut wykazały w sąsiedztwie boisk ze sztuczną trawą skażenie wód podziemnych takimi samymi substancjami chemicznymi, jakie stwierdza się w wyniku oddziaływani składowisk opon. Wskazano na poważne zagrożenia zdrowia ludzi związane z użytkowaniem sztucznej trawy: ostre i przewlekłe oddziaływanie drażniące na płuca, oczy i skórę oraz podkreślono konieczność dalszych badań nad oddziaływaniem półlotnych chemikaliów na nerki, układ hormonalny, nerwowy, krążenia, odpornościowy, oceną wpływu na rozwój i potencjał rakotwórczy. W sztucznej trawie powstałej ze zmielonych opon wykryto arsen, aceton, kadm, chrom, kobalt, wanad i ołów. New England Journal of Medicine z 2005 r. przedstawia badania, które wykazały, że w kontakcie ze sztuczną trawą łatwo dochodzi do zakażenia gronkowcem złocistym opornym na metycylinę. Boisko pokryte naturalną trawą bez trudu samo unieszkodliwi krew, pot i ślinę. Sztuczną trawę trzeba odkazić, zmyć detergentem i wytrzeć. Rozgrzewające się w upale do 70ºC plastikowe powierzchnie nie tylko sprzyjają namnażaniu się zarazków, ale też emitują produkty rozpadu tworzyw sztucznych wchodzących w skład sztucznej trawy, jak: poliamid, ang. polyamide (nylon) – PA, polipropylen, ang. polypropylene – PP i poli(tereftalan etylenu), ang. poly(ethylene terephthalate) – PET. Wygląda na to, że rządowy program „Orlik” wylągł się w gnieździe „Orlenu” i przyczyni się do zasypania na wieki Polski gumą i plastikiem za pieniądze, które to nam, właśnie nam, są odbierane w postaci podatków. Wymiana sztucznej trawy co 8-12 lat, to kolejne obok azbestu masowe obciążenie już od dawna przepełnionych wysypisk odpadów szkodliwych dla środowiska.
Polska pod sztuczną trawą
Miłośnikom Monsanto polecam uwadze fakt, że właśnie temu koncernowi ludzkość zawdzięcza pierwszą namiastkę trawy, zwaną Astroturf, która pokryła płytę stadionu w stanie Indiana już w 1967 r. Od tamtej pory wścibscy prześladowcy koncernu, który dał światu takie dobrodziejstwa, jak polichlorowane bifenyle, aspartam, napalm i organizmy genetycznie modyfikowane, pomawiają sztuczną trawę o wywoływanie niezliczonych chorób ostrych, przewlekłych i pojawiających się u potomstwa użytkowników. Zaślepienie wrogów nowoczesności doprowadziło nawet do zamknięcia dwóch stadionów w stanie New Jersey, gdzie odpowiednik naszego san-epidu stwierdził, że sztuczna trawa jest źródłem nieoczekiwanie wysokich poziomów ołowiu, dziesięciokrotnie przekraczających dopuszczalne skażenie gleby na terenach poprzemysłowych. Dochodzenie w sprawie zagrożenia zdrowia ołowiem uwalniającym się ze sztucznej trawy rozpoczęła we wszystkich stanach USA Amerykańska Komisja ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich. Doprawdy, o co ten cały krzyk? A ciężar ołowiu to się nie liczy? Ociężałość umysłowa objawiająca się mniej lub bardziej dyskretnymi zaburzeniami komunikacji i nieprowokowaną agresywnością pozwala przekroczyć najwyższe progi w naszym domu bez klamek, zająć najbardziej wygodne fotele w parlamencie.
W spisku przeciwko sztucznej trawie uczestniczą nawet jej wieloletni użytkownicy. Opublikowany w 2007 r. raport National Football League Players Association stwierdza, że wyraźna większość amerykańskich sportowców negatywnie ocenia sztuczną trawę, gdyż jest ona powodem częstych urazów i skraca sportową karierę.
28. października 2007 r., na trzy tygodnie przed expose premiera Donalda Tuska, „New York Limes” opublikował artykuł rozpoczynający się od narzekań pani Patrycji Taylor. Mama dwunastoletniego syna miała już dość sproszkowanej sztucznej trawy roznoszonej po domu z ubrania i włosów młodego piłkarza. Podkreślając, że jej zadaniem jest chronić syna, pani Taylor uznała, że skoro są dowody na uwalnianie się gazów ze sztucznej trawy, nie będzie narażać swojego dziecka, dopóki nie pojawią się dowody, że takie boiska są bezpieczne. Prof. Philip Landrigan, pediatra zajmujący się medycyną prewencyjną, poparł żądanie moratorium na budowę nowych boisk ze sztuczną trawą i zaproponował badania skóry, krwi i moczu dzieci przed i po zajęciach na boisku pokrytym sztuczną trawą.
Pomysł zasłania Polski sztuczną trawą to idée fix wybrańców narodu. Do jego ojcostwa przyznają się politycy Prawa i Sprawiedliwości. Zarzucają swoim konkurentom Plagiat i Spowolnienie w realizacji genialnego pomysłu.
lekarz specjalista epidemiolog, w latach 90. w trzech kolejnych rządach główny inspektor sanitarny i zastępca ministra zdrowia ds. sanitarno-epidemiologicznych,
Prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów,
www.halat.pl/stowarzyszenie.html