Kiedy przemierzamy przepastne przestrzenie hipemarketów czy centrów handlowych, coraz częściej możemy napotkać osoby nieco bezwiednie przesuwające wzrokiem po półkach. To nowy gatunek klientów – ludzi, dla których zakupy nie są jedynie rutynową czynnością gwarantującą właściwe zaopatrzenie domostw, ale… emocjonalnym ratunkiem.
Kiedy nasze życie zaczyna nabierać niebezpiecznego tempa – coraz później wracamy z pracy, rzadziej spędzamy czas z rodziną i przyjaciółmi, coraz więcej odbieramy reklam, w których rysuje się przed nami szczęśliwy, idealny świat, wówczas często nasz sposób postrzegania rzeczywistości zaczyna się zmieniać. Z braku czasu, sił, chęci oraz wyobraźni coraz łatwiej rezygnujemy z wartości
nadrzędnych, a na ich miejsce pozwalamy wejść łatwym i szybkim przyjemnościom. Przestajemy jednocześnie mobilizować się do pracy nad sobą, nad swoimi marzeniami, swoją kreatywnością, co w efekcie sprawia, że zaczynamy zadowalać się innymi wartościami niż dotąd. Kiedy zaś mamy pieniądze, zyskujemy też złudną świadomość, że są one kluczem do realizacji wszelkich pomysłów i pragnień. Zaczynamy po prostu kupować plany, marzenia, poglądy i emocje. Wpadamy w zakupoholizm – nowy nałów XXI wieku.
Uzależnienie nowych czasów
Obserwowana w naszej cywilizacji degradacja pewnych fundamentalnych wartości rodzi w kolejnych pokoleniach coraz głębszą depresję. Niezależnie od wieku, płci, statusu materialnego czy wykształcenia ludzie pragną być szczęśliwi i żyć w poczuciu spełnienia i akceptacji. Często wyzbyci tych emocji w otaczającym świecie zaczynają poszukiwać ich „na własną rękę”. Zastępowanie rzeczywistych uczuć emocjami, które preparujemy właśnie w zastępstwie to jeden z najwyraźniejszych syndromów uzależnienia. Kupowanie traktowane jako lek na wszelkie życiowe smutki i problemy nie ma nic wspólnego zrozrzutnością czy nieumiejętnością oszczędnego trybu życia. Zakupoholik to nie jest człowiek, który kupuje kolejny produkt dlatego, że potrzebuje lub chce go mieć, ale dlatego, że potrzebuje samego procesu kupowania. Wbrew pozorom zakupoholizm nie jest trywializowaną zazwyczaj cechą przypisywaną kobietom wynikająca z ich próżności i chęci posiadania (choć, co ciekawe, z badań wynika, że problem uzależnienia od zakupów dotyczy dziewięć razy częściej kobiet niż mężczyzn). Człowiek uzależniony od zakupów, kupuje nie po to, by mieć, ale by być. Kolejne produkty nabywane przez niego stają się momentalnie źródłem pozytywnych emocji, dzięki czemu podnoszą poziom samoakceptacji kupującego. Wzmacnia to poczucie własnej wartości i przekonanie o wzroście akceptacji i poważania wśród innych.
Karmieni reklamami i przekonaniem, że mieć to być, często podatni na tego typu manipulacje klienci „pociągają” za sobą w to uzależnienie również całe rodziny. Wielokroć można spotkać w centrach handlowych rodziny spędzające całe weekendy w atmosferze obiecanego w reklamach luksusu i dobrobytu. Często wielogodzinne wędrówki po sklepach kończą się jedynie symbolicznym zakupem, jednak same intencje takich „potencjalnych klientów” pozwalają zaliczyć ich również do ludzi uzależnionych od zakupów.
W Anglii około 15% dorosłych ma problem z zakupoholizmem, w Stanach Zjednoczonych – około 6%. Problem istnieje również w Polsce. – Zauważamy osoby przychodzące nawet codziennie i spędzające w markecie kilka godzin. Wystarczy im choćby oglądanie. Znamy ich z widzenia, oni też nam się kłaniają jak znajomym – opowiadają kasjerki jednego z lubelskich sklepów.
Dużo hałasu o nic?
Wielu sceptyków, szczególnie ludzi pracujących w branży reklamowej, kreującej przecież właśnie ten świat, bagatelizuje zjawisko zakupoholizmu, tłumacząc je obecnym może jeszcze w mniejszych miejscowościach „zachłyśnięciem” się nową kolorową i ogólnie dostępną różnorodnością towarów. Jednak chyba wystarczająco dawno minęły czasy Peweksu i Baltony (symbolów luksusu) i dzisiejsi klienci już dawno zrozumieli, że praktycznie wszystko jest w zasięgu ich ręki. Zatem zakupoholizm nie jest problemem „zaściankowości” mentalnej, ale czysto psychologiczną metodą na polepszenie sobie nastroju.
Niewystarczające zainteresowanie problemem uzależnienia od zakupów można również widzieć w tym, iż jest to uzależnienie przynoszące najmniej i najpóźniej zauważalne symptomy zagrożenia. Jest to swego rodzaju „czysty nałóg”. Czasem nawet bez szkody dla budżetu domowego. Należy przecież pamiętać, że nabywane przez zakupoholików towary nie muszą wcale być niepotrzebne, horrendalnie drogie czy tandetne. Niejednokrotnie są to przecież rzeczy solidne i praktyczne – istota problemu tkwi przecież w intencjach klienta w chwili dokonywania zakupu, a nie w tym, co tak naprawdę kupuje.
Kupowanie dla poprawienia humoru czy wzmocnienia poczucia własnej wartości to właśnie zachowania typowe dla tego „czystego nałogu”. Nałogu, którego konsekwencje może czasem trudno określić, ale pojawiają się one głównie w psychice i mentalności nie tylko samego uzależnionego, ale i jego bliskich. Systematyczne oszukiwanie własnych potrzeb przez zaspokajanie ich fałszywymi wrażeniami, jakie dostarczają zakupy robione pod wpływem impulsu to powolne aczkolwiek bardzo precyzyjne zamykanie się na prawdziwe emocje.
Choć to banalne – jednak o banałach najłatwiej się zapomina – radości, szczęścia i dobrego samopoczucia nie da się kupić w sklepie. Owszem, kupowane przez nas produkty mogą pomóc nam w realizacji marzeń czy w osiągnięciu upragnionego celu, ale nigdy nie mogą ich zastąpić. Nie znaczy to jednak, że zakupy trzeba traktować jako zło konieczne i podchodzić do nich całkowicie bez emocji – trzeba po prostu umieć wyznaczyć sobie pewne granice poddawania się euforii, jaką niesie ze sobą nabywanie coraz to nowszych rzeczy. Żaden psycholog nie chce kwestionować radości, jaką niesie ze sobą kupno nowego samochodu, telewizora czy nawet kolejnej pary butów, trzeba po prostu znaleźć złoty środek. Nie kupować po to, by być, by wzmocnić swoją pozycję społeczną czy dowartościować się, ale by po prostu z radością podróżować nowym samochodem, oglądać filmy w nowym telewizorze czy z wygodą chodzić w nowych butach.
AB