Przybyć tu tylko po to, by zrobić zakupy to szaleństwo – mówi się o większości miast Stanów Zjednoczonych. O wszystkich – z wyjątkiem Nowego Jorku. Wielkie Jabłko jak żadne inne miejsce na świecie potrafi oskubać turystów z ostatniego centa. A mimo to wypuścić zadowolonych. To nie siła produktu, ale dźwigni handlu – reklamy…
Mimo iż Nowy Jork to nie tylko środkowa wyspa, ale wiele pobocznych dzielnic, jak Brooklyn, Queens czy Bronx, tak naprawdę tylko jedno miejsce się liczy – osławiony, okrzyczany i mocno przerysowany Manhattan.
Raj Konsumencki
Żeby zakupy w Wielkim Mieście były owocne, trzeba się na coś zdecydować. Dokładnie przygotować wycieczkę tak, by umożliwiła obejrzenie tego, co najpiękniejsze i odrzucenie tego, co zabiera niepotrzebnie czas. Czasu w tym mieście można stracić nieograniczoną ilość. Czas tu jest na wagę złota. Na czas trzeba uważać.
Tak więc koncentrując się na tym, co najważniejsze najlepiej zacząć w samym sercu Manhattanu – na Grand Central, czyli Dworcu Centralnym. Stąd prosta (i oznaczona) droga prowadzi ulicą numer 42 w dół – czyli w stronę Piątej Alei. Kto tam dotrze, jest w raju. Raju Konsumenckim.
Manhattan ma swoje parki i muzea, kościoły i najsłynniejsze ulice, na których po prostu trzeba być, ale… mało kto zastanawia się nad tym, że Manhattan to przede wszystkim centra handlowe. A centrum handlowe w Nowym Jorku to coś, co zapiera dech w piersiach samym swoim widokiem, a zabija ofertą. Oczywiście są też maleńkie, prześliczne i straszliwie drogie butiki, jednopomieszczeniowe sklepiki z tak zwaną atmosferą, ale jeśli chce się przez chwilę być prawdziwym nowojorczykiem, konieczne są zakupy w centrum handlowym i to właśnie przy Piątej Alei.
Najlepiej zacząć od szacownego Saks, na który to Dom Handlowy trafia się idąc z Grand Central. Później podobny Lord & Taylor oraz Macy’s, następnie Bloomingdale i może jeszcze H&M. To byłby wstęp i obejrzenie najważniejszych sklepów jednego typu. Czyli dziesięcio-, jedenastopiętrowych kolosów stojących tu od kilku wieków, zarządzanych przez sztab ludzi, obsługiwanych przez setki sprzedawców i ochroniarzy, oferujących dosłownie wszystko – od kosmetyków i biżuterii, poprzez odzież i obuwie damskie, męskie i dziecięce na różne okazje, artykuły dzięki którym można urządzić dom i biuro, drobiazgi, które można podarować bliskim. Zakupy tutaj zabierają całe godziny, a nierzadko – dni. W trosce o klienta właściciele oferują wiele miejsc rekreacyjno-upiększających: salony SPA, masażu, fryzjerskie i kosmetyczne, restauracje i jadłodajnie, kafejki i bary, a także galerie. Organizowane są przedstawienia teatralne, pokazy, wystawy, spotkania. Wejść tu łatwo – żeby wyjść, trzeba bardzo chcieć. Wyjście bez kupienia czegokolwiek jest absolutnie niemożliwe. Dbają o to specjaliści od marketingu. Klient, który wszedł do środka, potyka się o wielkie wyprzedaże i ludzi oferujących usługi mające na celu reklamę produktu – darmowy makijaż, próbkę perfum, prywatny pokaz mody, zdjęcie z maskotką sklepową, degustację ciasteczek z nazwą sklepu. „Kup kliencie perfumy – dostaniesz skórzaną torbę w prezencie, kup buty – damy skarpetki, kup maskarę, a otrzymasz cienie i kosmetyczkę” – nie ma silnej woli w tym miejscu.
Dobrze pamiętać, jakie metki w Nowym Jorku są w cenie i te właśnie wybierać – a więc Calvin Klein, DKNY, Ann Taylor, Dolce & Gabbana, Gucci, Moschino, Zara, Victoria’s Secret, Gap, Boss, Tommy Hilfiger. Dobrze również wiedzieć, że odzieży, bielizny, toreb, okularów „made in USA” już nie ma. Produkcja większości została przeniesiona na tereny Azji i napis „wyprodukowane w Chinach” czy Pakistanie jest tu naturalny. Nie ma się co czepiać.
Wabik na klienta
W zamian za dyskomfort związany z jakością oraz nie najniższymi cenami centra oferują klientom wabiki, na które ci chętnie dają się złapać. Po pierwsze każdy zakup można oddać do miesiąca (nieraz dwóch czy trzech) czasu pod warunkiem posiadania rachunku i metki. Bez tłumaczeń, bez dyskusji. Oddać i już. Po drugie wszystko jest przeceniane (to tylko kwestia czasu) i to do 70%. Nawet więc bardzo drogą rzecz można „wyczekać”. Po trzecie powyżej pewnej sumy każdy produkt sprzedawany
jest na raty. Mało tego – niejednokrotnie wpłacenie pierwszej raty wymagane jest po kilku miesiącach. Jeden z najsłynniejszych amerykańskich sklepów meblowych, Carpet & Home, ma w ofercie komplety mebli, które należy zacząć spłacać dopiero po trzech latach.
Oferty typu „kup jedno, a drugie weź za darmo” to też jeden ze standardów. Po każdych świętach w dużych magazynach uruchamiane są specjalne kasy do przyjmowania poświątecznych zwrotów (problemu z niechcianymi prezentami tu nie ma). Tak więc jeśli kupować, to tylko tutaj…
Ceremoniał kupowania
Nawet jednak te sklepy, które bardzo dbają o komfort klienta, męczą. I w końcu trzeba je opuścić. Teraz, aby rzeczywiście odpocząć, można udać się do Madison Avenue (wciąż Piąta) i dać się ponieść urokowi małych butików. Urok polega tylko na tym, że są małe i przytulne. Obsługa oczywiście miła, ale daleka od serdeczności, jeżeli nic nie nabywamy. Ale by tu kupować, trzeba być dużo powyżej średniej. I naprawdę najlepiej być Amerykaninem. Cudzoziemiec niech lepiej wybierze zamiast snobistycznego maleńkiego sklepiku przy Piątej, mniej snobistyczny, a w lepszym guście sklepik w dzielnicy Soho. Właściciele to głównie geje oraz różnej maści artyści, którzy z handlu zrobili sztukę (i odwrotnie). Tu warto być – trzeba być.
Antidotum na znużenie długim chodzeniem jest Rockefeler Center, którego podziemie oferuje ogromną liczbę kafejek, w tym osławiony nowojorski Sturbucks Caffe (kawa tu smakuje jak marzenie, mimo że kubek jest nieśmiertelnie papierowy).
Po przerwie czas na sklepy specjalistyczne. Książki – księgarnia przy Park Ave – kilka pięter półek z książkami przeplatanych czytelniami, w których przy kawie można daną książkę poczytać i dopiero jeśli się spodoba, kupić. Płyty i filmy – HMV i Virgin przy Time Square – tu zamiast czytelni są słuchalnie. Zasada jak wyżej. Zabawki – najsłynniejsze centrum FAO Schwarz – nie trzeba być dzieckiem, by spędzić tu kilka tygodni. Biżuteria – Tiffany & Co – każdy wie. I na koniec legendarny sklep NBA – również przy Piątej. Wszystko, o czym mogą zamarzyć zapaleni kibice koszykówki.
Pora wracać. W drodze powrotnej należałoby kupić pamiątkę – nieśmiertelne wizerunki symboli Nowego Jorku wyryte, wyklejone, wyrysowane. Można mieć długopis, brelok do kluczy czy magnes na lodówkę. Kubek lub kieliszek. Koszulkę. Czapeczkę (oczywiście z daszkiem) i wiele innych. Wszystko zależy od odporności na kicz i chęci pokazania znajomym, że jest się bywalcem nowojorskim.
Tak naprawdę europejski klient nie kupi w Nowym Jorku wiele. Czasy amerykańskiej jakości za niską cenę minęły bezpowrotnie. Ceny nie są niskie, a produkcja azjatycka – tutaj normalna – Polaka wciąż razi. I słusznie. Także kanony mody nowojorskiej odbiegają od tego co „smaczne” w kraju nad Wisłą. Z czego można się tylko cieszyć. Niemniej jednak nawet nie kupując zbyt wiele, warto przyjechać tu tylko na zakupy. Tylko do sklepów. Tylko na Piątą Aleję. Amerykanie zrobili z kupowania cały ceremoniał. Jest to hobby, sposób na czas wolny, a dla wielu – na życie. Czy warto tak żyć – każdy musi ocenić sam. Na pewno warto tak pożyć. Koniecznie na Manhattanie.